wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 20

   Biankę obudziło silne przeczucie że zaraz stanie się coś niedobrego więc szybko udała się do pokoju swojej matki. Jak zauważyła nie tylko ona wyczuła że coś jest nie tak. Dookoła łóżka stała cała jej rodzina włącznie z Meridianą. Spoglądali na kobietę która zwijała się z bólu z bezradnością. Gabi i Dav całą noc studiowali książki medyczne by dowiedzieć się czegoś na temat tej choroby. Stefan podał królowej coś przeciwbólowego.
   Lili klęknęła przy łóżku Vanessy i chwyciła ją za rękę. Głaskała ją po niej uspokajająco. Lili bardzo kochała Vanesse i była tak do niej przywiązana że życie by za nią oddała, ale nie tylko za Vanesse. Kochała każdego członka swojej rodziny. Nie mogła znieść myśli że jej matka mogła by umrzeć.
   Nagle do pokoju wszedł David. Wszyscy spoglądali w jego stronę z nadzieją na to że znaleźli lekarstwo. Chłopak podszedł do Lili i szepną jej coś na ucho. Kobieta wstała i powiedziała. -Chłopaki znaleźli sposób na uratowanie naszej matki, lecz to nie jest takie proste. Potrzeba nam korzenia z fioletowego kwiatu rosnącego na terenach królestwa Klinfeln.
   Wszyscy zrobili wielkie oczy i nie mogli uwierzyć ile będą musieli zaryzykować wkraczając na te tereny bez pozwolenia rodziny Klinfeln.
-Co zrobimy? -Zapytała Bianka.
-Nie bójcie się, mam plan. -Powiedziała Lili i wzięła się do pisania czegoś. Następnie podała kartkę Klausowi. Ten przeczytawszy ją spojrzał się na Lili. -Oszalałaś. To królestwo wampirów i to jeszcze takich które nie stłumiły w sobie pierwotnych instynktów. Kto wie czy umieją czytać.
-To się okaże. Jeśli nie dadzą nam odpowiedzi do jutra będę musiała kogoś tam wysłać.
-Masz głowę Lili. Zupełnie jak Vanessa. -Odezwała się starsza siostra królowej. -Już idę to wysyłać.
   Meridiana wysłała list na szczęście odpowiedź przybyła bardzo szybko. Odpowiedź była pozytywna i oczywiście Lili wysłała po korzeń Biankę i Klausa a także Leo i Daniel. Wyruszyli od razu.
   Gdy przekroczyli granicę było widać drastyczną zmianę klimatu i roślinności. Było bardziej duszno i parno. Taki klimat tropikalny. Istna dżungla. Powóz coraz bardziej zagłębiał się w te nieznane, dzikie tereny. Wreszcie zatrzymał się przy jakiejś osadzie gdzie już czekał na nich przewodnik.
   Ciemnoskóry wampir zaprowadził przybyszy pod sam tron Klinfelnów. Na głównym tronie siedziała królowa Keiliki po jej prawej stronie siedział król Sauel a po jej lewej stronie siedziała ich córka księżniczka Baoma.
   Keiliki tak jak reszta jej ludu miała ciemną skórę. Jej oczy były złote a włosy od skóry brązowe a przy końcówkach coraz jaśniejsze. Takie same kolory miała jej córka. Jedynie jej mąż miał inny kolor. Jego skóra była brązowa ale jego oczy i włosy były innego koloru niż jego żony. Od razu było widać że nie są spokrewnieni. Kobieta z rodu Klinfewln przekazuje w całości swoje geny dziecku i wyrzuca tak jak by cechy ojca.
    -Witajcie w moich skromnych progach. O ile mi wiadomo, z listu wyczytałam że jest wam potrzebny korzeń fioletowego kwiatu. Dam wam go oczywiście jeśli to umocni naszą sytuację pomiędzy Czterema Wielkimi Wampirzymi Królewskimi Rodzinami. -Oznajmiła Keiliki
-Oczywiście. Dostaniesz czego tylko zechcesz królowo Keiliki Klinfeln. -Pokłonił się przed nią Leo i dodał. -Niedługo ma się rozpętać wojna pomiędzy królestwem Slavery a czarownicą Cersei.
-Mam przez to rozumieć że chcielibyście bym dołączyła do tej wojny jako wasze wsparcie?
-Jeśli tylko można o to prosić. -Leo powiedział to wręcz głosem uniżonego sługi. Królowa dumnie wstała i odgarnęła swoje długie falowane włosy. -Zgoda. Niech tak będzie. Nienawidziłam Cersei odkąd tylko ją spotkałam. Uważała się za taką wyższą od wampirów. Czas jej pokazać że to my jesteśmy wyżsi od tej Czarownicy. -Leo na dźwięk tych słów uśmiechną się. Królowa odwróciła się do swojej córki. -Baoma, zaprowadź ich do fioletowego kwiatu a ty mój drogi. -Zwróciła się do męża. -Przygotuj im posłania. -Baoma i król tylko kiwnęli głowami i zabrali się do pracy.