sobota, 4 października 2014

Rozdział 22

   Gdy cała czwórka wyjechała po lekarstwo. Lili czuwała przez cały czas nad swoją matką. Drugą osobą która chciała być cały czas przy Vanessie a nie mogła była Agnes. Siostra królowej zajmowała się zarządzaniem królestwa zamiast Vanessy. Jednak gdy znalazła chwilkę zawsze zaglądała do pokoju królowej gdzie z a w s z e siedziała przy niej Lili. Za każdym razem Agnes zastawała dziewczyne albo siedzącą z boku łóżka na którym leżała królowa albo wypatrującą przez okno Bianki.
   Tym razem także się nie zawiodła. Lili stała przy oknie wypatrując powrotu krewnych. Agnes podchodziła powoli i stanęła obok niej także wpatrując się w widok za oknem.
   -Lili odpocznij trochę. Nie musisz ciągle przy niej czuwać.
-Ciociu, boje się o nią.-Odparła księżniczka i spojrzała smutno na Agnes. 
-Ta nagła choroba wszystkich nas zmartwiła. Nie tylko ty cierpisz z tego powodu. Cała rodzina się o nią martwi.
   Agnes przytuliła się do Lili.
-Wszystko będzie dobrze.-Wyszeptała.-Bianka z pewnością wróci z korzeniem.
-Wiem ciociu, ale i tak się martwię. Ta choroba nie wzięła się znikąd. Ktoś musiał ja przywlec do tego zamku. -Lili zacisnęła pięści na sukience.
-Nie zawracaj sobie tym głowy. Ważne że nie choruje całe królestwo. Równie dobrze tą chorobę mógł przywlec jakiś służący. 
   Agnes nachyliła się i pocałowała siostrzenice w czoło. -Nie martw się . Lepiej się prześpij i zanim się obejrzysz Bianka wróci z korzeniem.
   -Oj mam lepszy pomysł niż sen. -Popatrzyła się porozumiewawczo na ciotkę.
-Ehh...-Westchnęła kobieta.- I co niby jej powiesz? Nie masz pewności że to przyniosła Ler. O ile mi wiadomo to prawie wcale nie ruszała się z pałacu.
-No pewnie że nie ruszała... Bo żmija czeka aż mama opuści ten świat, następnie zabije Leo i Bianke i sama zostanie żoną Klausa. Nie dopuszczę do tego. Nie mam pojęcia czemu mama nadal trzyma ją w murach tego zamku. 
-Bo to jej córka. Kocha ją jak każde swoje dziecko.
-Jak można kochać tak okropną osobę? -Oburzyła się księżniczka.
-Matka bezwarunkowo kocha swoje dzieci. Chociaż Ler bardzo ciężko jest kochać. -Przyznała podchodząc do swojej siostry. Dotknęła jej policzka i powiedziała szeptem. -Niedługo wszystko się wyjaśni więc bądź spokojna.
   Agnes wyszła po chichu z pokoju zamykając za sobą delikatnie drzwi. Lili zaś wróciła do czynności przed wizytą ciotki.
   Wpatrywała się chwile w krajobraz za oknem lecz coś nie dawało jej spokoju. Szybkim krokiem ruszyła w stronę pokoju kuzynów.
   Dav i Gabi w spokoju odgrywali akty miłości gdy nagle przerwały im drzwi otwierane na oścież z hukiem przez które wpadła Lili.
-Chłopaki mam dla was bojowe zadanie! -Powiedziała pewnie bez krępacji księżniczka .Bracia zaś byli zdziwieni śmiałością Lili bo ludzie zwykle krępują się zastając innych w takiej sytuacji.
-Dobrze, daj nam chwilkę . -Odpowiedział jej David.
-Będę czekać w salonie. -Uśmiechnęła się i wyszła.
   Po piętnastu minutach wreszcie pojawili się bracia.
   Salon w jakim się znajdywali był jedynym małym salonem w tym skrzydle i był dość przytulny. Duży dywan, wygodna czerwona kanapa. Duże okna i regały z książkami.
   -Więc... jakie to masz dla nas zadanie? -spytał Gabi
-Bardzo ważne zadanie. -Chłopcy popatrzyli się na nią z ciekawością. -Od pewnego czasu zaprząta mi głowę pewna myśl. Czy może wiecie skąd mogła się wziąć ta choroba na którą choruje królowa ?
-Jest to bardzo zadka choroba i niewiele o niej wiadomo. -Odpowiedział jej Gabi.
-Wiadomo jednak że... choroba ta jest przenoszona przez koty.
-Koty ?-Zdziwiła się Lili.
-Tak, te małe puchate zwierzątka.
-Ale u nas nie ma kotów. Dlatego się zdziwiłam...
-Człowiek zarażony może mieć w sobie tą chorobę ale wcale nie musi się u niego ujawniać. Wystarczy na kogoś kaszlnąć i można stać się nosicielem. Ta choroba jest zadka bo rzadko się ujawnia. Praktycznie każdy może ją mieć ale nie musi być na nią chory. -Wyjaśniał Dav.
-Gdy podamy królowej lekarstwo choroba zniknie ale jest prawdopodobieństwo ze się nią znowu zarazi. -Mówił dalej Gabi.
-Więc... będziemy musieli mieć stały dostęp do korzenia.
-Niekoniecznie. Korzeń jest bardzo duży i starczy go do zrobienia wielu lekarstw. Nie przejmował bym się zbytnio korzeniem.
-Dziękuję chłopaki to już wszystko co chciałam wiedzieć . -Uśmiechnęła się księżniczka.-Możecie wracać do swoich... zabaw.
   Księżniczka wyszła z salonu i skierowała się do komnaty w której pracowała Agnes.
-Ciociu wiem kto przywlókł tą chorobę.
-No jestem bardzo ciekawa kto...-Mówiła Agnes nie odrywając się od papierów.
-Ktoś kto bardzo lubi koty bądź miał z nimi styczność. Głównymi podejrzanymi są...
-Każdy. -Przerwała jej Agnes kładąc papiery na biurku.
-Co?
-K a ż d y. -Podkreśliła biorąc łyk herbaty. -Wszyscy tu uwielbiają koty.
-Nieprawda...-zawahała się Lili.
-Taak ? Więc dlaczego w naszym królestwie jest więcej kotów niż w każdym innym ? Dlaczego twoja matka ma ich aż 6 i dlaczego co 2 mieszkaniec ma co najmniej 2 koty ?
-Ale...
-Nie szukaj winnych Lili. Każdy mógł przynieść tą chorobę. To jak szukać igły w stogu siana. Jestem zapracowaną osobą i ty jako księżniczka też masz swoje obowiązki. Dodam ze są one ważniejsze niż szukanie jakiegoś tam kota. Bianka lada chwila powinna wrócić z korzeniem więc proszę uzbrój się w cierpliwość . Jeśli masz za mało zajęć to zaraz ci jakieś znajdę. -Agnes z powrotem wróciła do papierów.
-Dobrze. Już nie będę ci zawracała głowy. Sama znajdę sobie zajęcie. Po prostu martwię się o mamę i nie chce żeby komuś uszło płazem narażenie jej życia.
   Lili zwiesiła głowę i wróciła do komnaty matki gdzie z powrotem wpatrywała się w widok za oknem. Nie minęło dużo czasu aż wreszcie mogła zobaczyć powóz Bianki.

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 21


Lata zleciały zanim zajrzałam na tego bloga. Myśląc że nikt go nie czyta postanowiłam tu nie zaglądać. Lecz gdy zobaczyłam że jednak ludzie tu wchodzą natchnęła mnie wena i skleiłam kolejny rozdział. Za jakiś czas znowu wejdę zobaczyć jak się ma mój blog. Tym czasem zachęcam do komentowania. Bo naprawdę dusza się raduje jak widzi komentarze. Bo w końcu to dowód że ktoś to czyta. Całuski i  zapraszam do miłego miłego czytania ;*

_______________________________________________________

   Baoma kiwnęła głową w stronę przybyszy i kazała iść im za nią.
   Zagłębiali się coraz bardziej w niebezpieczne chaszcze i porośla. Roślinność była tak bujna że gdyby nie mieli ze sobą księżniczki tych jakże dzikich terenów na sto procent zgubili by się i utknęli w dżungli bezpowrotnie.
   Baoma nie była ani trochę podobna do ojca i nie była także podobna zniewalająco do matki. Miały te same dziedziczone cechy swojej rodziny.
   Królowa miała bardziej skośne oczy, zaś Baoma miała lekko skierowane kąciki oczu ku dołowi. Miały te same nosy ale ich usta były zupełnie różne.
   Włosy królowej były falowane i luźno spływały do jej ramionach, zaś włosy księżniczki były związane w dwa luźne warkocze po bokach a także miała zrobiony koszyczek.
   Obie były ubrane w dzikie skąpe stroje. Królowa miała spódnicę do kolan z brzuchem odsłoniętym i bluzką przyozdabianą kwiatami. Księżniczka nosiła sukienkę która była wycięta na udach a także nosiła w okół szyi zielone uplecione dzikie trawy w piękny wisior.
   Na głowie królowej widniała Ciemnozłota korona  z żółtymi świecącymi kamieniami otoczonymi kuleczkami przypominające z dala piękne kwiaty z żółtym dnem i złotymi płatkami. Oczywiście stroje nie mogły obejść się bez ich rodzinnego herbu którym był zielony liść paproci na jasnozielonym tle podchodzący pod lekko żółtawy.można by powiedzieć że był to wręcz kolor zgniło zielony.
   Nie tylko roślinność była bujna.Nie można było opędzić się od różnych owadów które nie tylko bardzo brzęczały ale także mocno gryzły.
   Na skórze Daniel od ugryzień zaczęły robić się już jakieś bąble. Leo popatrzył na jej skórę z obawą wdarcia się jakiejś infekcji.
   Baoma przyzwyczajona do tutejszego klimatu i niedogodności z nim związanych postanowiła iść przed siebie i nie zwracać uwagi na owady. Teraz jej jedynym celem było zaprowadzenie przybyszy do korzenia.
   Leo idąc tuż za Daniel zauważył że dziewczyna zrobiła się nadzwyczajnie blada.
   Niespodziewanie zaczęła powoli tracić równowagę. Na szczęście chłopak w porę ją złapał.
   Zaniepokojona Bianka szybko podeszła do swojego brata i zaczęła oglądać dokładnie Daniel.
   -Baoma! Coś złego dzieje się z Daniel! -Zawołała księżniczka. Spodziewała się natychmiastowej reakcji dzikiej księżniczki ale ta bez paniki, jak by takie rzeczy były codziennością podeszła i wzięła na ręce dziewczynę.
   Zerwała jakiś liść i z dokładnością go obejrzała. Następnie wbiła jeden z paznokci w skórę nie przytomniej Daniel a następnie przekroiła liść z którego zaczęła się sączyć jakaś żółta maź. Bez wahania Baoma nalała w ranę mazi i przyłożyła resztę liścia do rany by maź nie uciekała.
   Następnie rzuciła Daniel z powrotem w ramiona Leona. Bez słowa odwróciła się i poszła dalej.
   Rodzeństwo popatrzyło na siebie zdziwione. Byli trochę oburzeni jej zachowaniem lecz gdy zobaczyli że Daniela się budzi postanowili odpuścić i podziękować księżniczce.
   Daniela nie będąc niczego świadoma przypatrzyła się swojemu ramieniu na którym miała przyklejony liść. Gdy już chciała go oderwać uprzedził ją głos Baomy.
   -Nie dotykaj! Chcesz znowu odlecieć? Lepiej zerwij to dopiero w domu.
   Daniela nic nie odpowiedziała tylko przytaknęła głową i poszła dalej za grupą,
   -Daleko jeszcze! -Zapytała Bianka. -Nogi mi odpadają. Idziemy już z dwie godziny. Nie możemy odpocząć.
-Daj spokój, to już niedaleko. Prawda? -Zapytał Leon.
-Tak, tak. Gdzieś tu już powinien być. -Odezwała się Baoma przeczesując kolejne krzaki.
-Skoro tak to może pomożemy ci szukać. Jak on wygląda?
-Jest ogromny i rośnie na drzewie. -Odpowiedziała.
-Na drzewie? A jego korzeń ?
-O to się nie martw. -Uśmiechnęła się Baoma.
   -Chyba znalazłem! Chodźcie tu! -Zawołał Klaus.
   Cała grupa udała się do miejsca w którym znajdował się Klaus i wielki fioletowy kwiat na drzewie. Po drugiej stronie pnia znajdował się korzeń.
   Baoma w mgnieniu oka odcięła go na wysokości nie mniejszej niż piętnaście metrów.
   Był naprawdę wielki ale Baoma jakoś sama sobie poradziła z jego transportem przed sam tron królowej.
   -Świetnie się spisałaś Baoma! -Pochwaliła ją królowa. -Proszę załaduj korzeń na ich wóz. -Księżniczka tylko kiwnęła głową i natychmiast wzięła się za pakowanie korzenia do wozu.
   -Wybaczcie za wszelkie niedogodności. -przeprosiła królowa. -Mój kraj jest niezwykle zróżnicowany jeśli chodzi o roślinność i owady. Mam nadzieję że odpoczniecie u nas do jutra. Zapewniam że w waszych pokojach nie znajdziecie żadnych niebezpiecznych owadów.
-Dziękujemy królowo. Oczywiście skorzystamy z zaproszenia i z przyjemnością spędzimy tu jedną noc dla odpoczynku.
   -Wspaniale. Pokoje są dwuosobowe. Proszę zdecydować jak będziecie spać. -Oznajmiła królowa.
   Rodzeństwo wzdrygnęło się na te słowa. Stanęli przed ogromnym dylematem. Pierwszy odezwał się Leon.- Ja oczywiście nie mam problemu by spać z moją siostrą lub z moim bratem.
-Ale ja mam! -Odezwał się Klaus. -Nie będę spał z nikim innym niż z Bianką.
-Ale jeśli nie będziesz spał ze mną tylko Bianka z tobą to będę zmuszony spać z Danielą.
-I to jest świetna myśl! -Bianka odezwała się gwałtownie a Leon pobladł słysząc co ma do zaoferowania.-Daniela masz coś przeciwko? -Zapytała. Wszystkie oczy zwróciły się ku rudej osobie. Dziewczyna spiekła strasznego buraka i kiwnęła tylko głową przecząco. Bianka ucieszona powiedziała triumfalnie. -Więc postanowione.
   Cała czwórka udała się do swoich pokoi. Bianka wraz z Klausem po króciutkiej rozmowie szybko poszli spać, za to Daniela i Leon jakoś nie mogli zasnąć. Daniela ze zdenerwowania a Leon z obawy przed niebezpiecznymi owadami. Jakoś nie mógł uwierzyć w słowa królowej która wyraźnie podkreślała że nie ma owadów, przynajmniej niebezpiecznych w ich pokojach.
   Leżeli bez ruchu odwróceni do siebie tyłem i jakoś zleciała im bezsenna noc.
   Następnego dnia mieli wyruszać bladym świtem. Bianka z Klausem zjawili się wypoczęci i wyspani, za to Daniela z Leonem mieli takie wory pod oczami że para ledwo mogła na nich patrzeć. Nawet Klaus zaczął żałować że nie poszedł spać w jednym pokoju z bratem i nie odpuścił Bianki dla Danieli. Przynajmniej nie było by problemu z bezsenną nocą.
   Gdy wszyscy się zapakowali ruszyli do granicy. Leon i Daniela byli tak zmęczeni że było im obojętnie gdzie zasną. Śpiący i wtuleni w siebie czekali aż podróż się skończy.

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 20

   Biankę obudziło silne przeczucie że zaraz stanie się coś niedobrego więc szybko udała się do pokoju swojej matki. Jak zauważyła nie tylko ona wyczuła że coś jest nie tak. Dookoła łóżka stała cała jej rodzina włącznie z Meridianą. Spoglądali na kobietę która zwijała się z bólu z bezradnością. Gabi i Dav całą noc studiowali książki medyczne by dowiedzieć się czegoś na temat tej choroby. Stefan podał królowej coś przeciwbólowego.
   Lili klęknęła przy łóżku Vanessy i chwyciła ją za rękę. Głaskała ją po niej uspokajająco. Lili bardzo kochała Vanesse i była tak do niej przywiązana że życie by za nią oddała, ale nie tylko za Vanesse. Kochała każdego członka swojej rodziny. Nie mogła znieść myśli że jej matka mogła by umrzeć.
   Nagle do pokoju wszedł David. Wszyscy spoglądali w jego stronę z nadzieją na to że znaleźli lekarstwo. Chłopak podszedł do Lili i szepną jej coś na ucho. Kobieta wstała i powiedziała. -Chłopaki znaleźli sposób na uratowanie naszej matki, lecz to nie jest takie proste. Potrzeba nam korzenia z fioletowego kwiatu rosnącego na terenach królestwa Klinfeln.
   Wszyscy zrobili wielkie oczy i nie mogli uwierzyć ile będą musieli zaryzykować wkraczając na te tereny bez pozwolenia rodziny Klinfeln.
-Co zrobimy? -Zapytała Bianka.
-Nie bójcie się, mam plan. -Powiedziała Lili i wzięła się do pisania czegoś. Następnie podała kartkę Klausowi. Ten przeczytawszy ją spojrzał się na Lili. -Oszalałaś. To królestwo wampirów i to jeszcze takich które nie stłumiły w sobie pierwotnych instynktów. Kto wie czy umieją czytać.
-To się okaże. Jeśli nie dadzą nam odpowiedzi do jutra będę musiała kogoś tam wysłać.
-Masz głowę Lili. Zupełnie jak Vanessa. -Odezwała się starsza siostra królowej. -Już idę to wysyłać.
   Meridiana wysłała list na szczęście odpowiedź przybyła bardzo szybko. Odpowiedź była pozytywna i oczywiście Lili wysłała po korzeń Biankę i Klausa a także Leo i Daniel. Wyruszyli od razu.
   Gdy przekroczyli granicę było widać drastyczną zmianę klimatu i roślinności. Było bardziej duszno i parno. Taki klimat tropikalny. Istna dżungla. Powóz coraz bardziej zagłębiał się w te nieznane, dzikie tereny. Wreszcie zatrzymał się przy jakiejś osadzie gdzie już czekał na nich przewodnik.
   Ciemnoskóry wampir zaprowadził przybyszy pod sam tron Klinfelnów. Na głównym tronie siedziała królowa Keiliki po jej prawej stronie siedział król Sauel a po jej lewej stronie siedziała ich córka księżniczka Baoma.
   Keiliki tak jak reszta jej ludu miała ciemną skórę. Jej oczy były złote a włosy od skóry brązowe a przy końcówkach coraz jaśniejsze. Takie same kolory miała jej córka. Jedynie jej mąż miał inny kolor. Jego skóra była brązowa ale jego oczy i włosy były innego koloru niż jego żony. Od razu było widać że nie są spokrewnieni. Kobieta z rodu Klinfewln przekazuje w całości swoje geny dziecku i wyrzuca tak jak by cechy ojca.
    -Witajcie w moich skromnych progach. O ile mi wiadomo, z listu wyczytałam że jest wam potrzebny korzeń fioletowego kwiatu. Dam wam go oczywiście jeśli to umocni naszą sytuację pomiędzy Czterema Wielkimi Wampirzymi Królewskimi Rodzinami. -Oznajmiła Keiliki
-Oczywiście. Dostaniesz czego tylko zechcesz królowo Keiliki Klinfeln. -Pokłonił się przed nią Leo i dodał. -Niedługo ma się rozpętać wojna pomiędzy królestwem Slavery a czarownicą Cersei.
-Mam przez to rozumieć że chcielibyście bym dołączyła do tej wojny jako wasze wsparcie?
-Jeśli tylko można o to prosić. -Leo powiedział to wręcz głosem uniżonego sługi. Królowa dumnie wstała i odgarnęła swoje długie falowane włosy. -Zgoda. Niech tak będzie. Nienawidziłam Cersei odkąd tylko ją spotkałam. Uważała się za taką wyższą od wampirów. Czas jej pokazać że to my jesteśmy wyżsi od tej Czarownicy. -Leo na dźwięk tych słów uśmiechną się. Królowa odwróciła się do swojej córki. -Baoma, zaprowadź ich do fioletowego kwiatu a ty mój drogi. -Zwróciła się do męża. -Przygotuj im posłania. -Baoma i król tylko kiwnęli głowami i zabrali się do pracy.

piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział 19

   Był piękny poranek. Jeszcze przed świtem królowa dostała list informujący o przyjeździe Meridiany, więc od rana służba chodziła po całym pałacu nie dając rodzinie królewskiej spać.
   Tej nocy Bianka spała w jednym łóżku z Klausem. Królowa tak zarządziła pod pretekstem tego że jej pokój musi przejść remont a ona najlepiej czuje się w pokoju Bianki.
   Gdy Klaus otworzył oczy przywitał go ciepły uśmiech jego narzeczonej. Dziewczyna złożyła na jego ustach delikatny, przepełniony uczuciem pocałunek, mówiący "dzień dobry" .
-Czemu nie napijesz się mojej krwi? -Zapytała kładąc się koło ukochanego.
-Napiję, ale po ślubie. - Bianka na dźwięk tych słów zmarszczyła brwi nie rozumiejąc dlaczego Klaus dał jej wypić swoją krew a jej krwi nie chce.
-To dlaczego dałeś mi swoją krew, skoro wyznajesz takie zasady. -zapytała tonem mówiącym "nie odpuszczę do puki mi nie powiesz"
-Ponieważ... -Nagle do drzwi zapukała Ella informując że przybyli goście.
   Cała rodzina zebrała się pod pałacem. Nawet Ler nieświadoma tego że wszyscy wiedzą o jej poczynaniach w przeszłości poszła przywitać gości.
   Pierwsza z powozu wysiadła Meridiana, młoda kobieta o białych lokowanych włosach. Jej czerwone oczy nie wyrażały żadnych uczuć a blada, delikatna skóra podkreślała delikatny ubiór kobiety.
   Drugi wysiadł jej mąż Stefan, przemiło wyglądający pan, brunet z wąsem. Ubrany tak elegancko jak na księcia przystało.
   Trzeci wysiadł Najstarszy syn Stefana i Meridiany Gabriel, przystojny czerwonowłosy chłopak o zielonych oczach, miał trochę ciemniejszą cerę od swej matki. Był ubrany mniej elegancko niż Stefan ale wyglądał równie ładnie i bogato.
   Czwarty wyszedł drugi syn małżeństwa David, przesłodki blondynek o turkusowych, dużych oczach i o jasnej cerze podobnej do swego brata.
   Wszyscy wyczekiwali na ostatniego brata lecz zamiast niego z powozu zaczęła wysiadać drobna osóbka o rudych, falowanych włosach i miodowych oczach. Miała cerę jasno kremową. Była średniego wzrostu, nie wyższa od swoich braci.
   Wszyscy stali zadziwieni jej urodą ale także nie do końca rozumieli sytuację.
-A gdzie Daniel? -Wreszcie zapytała Królowa.
-To jest Daniel. -Odpowiedział Gabriel wskazując na miodowoooką dziewczynę.
-Imiona moich dzieci to Gabriel, David i Daniela, potocznie zwani Gabi, Dav i Daniel. -Odpowiedziała Meridiana. -I miło mi cię widzieć siostro. Sto lat minęło odkąd się ostatnio widziałyśmy.
-Zaiste, nic się nie zmieniłaś. Chodźcie za mną. -Królowa poprowadziła rodzinę do salonu gdzie przydzieliła im służących.
   -Nic się w tym domu nie zmieniło, wszystko jest takie samo jak sto lat temu. - Powiedziała zaskoczona i szczęśliwa zarazem Meridiana.
-Tak, zostawiłam wszystko tak jak było. -Uśmiechnęła się do niej Vanessa.
   Mimo że wyglądała na zewnątrz normalnie to czuła się tak okropnie jak by miała zaraz umrzeć i cierpieć nawet po śmierci.
   -Mamo, lepiej wróć do łóżka, blado wyglądasz -Nalegała Lili.
-Dobrze, już idę. Rozgośćcie się. A ty Lili potowarzysz mi proszę w drodze do pokoju.
   Gdy królowa i Lili zniknęły a reszta się rozeszła w salonie zostały tylko trzy osoby, Klaus , Bianka i Daniel.
-Nie poszłaś z braćmi rozejrzeć się po okolicy? -Zapytała zdziwiona Bianka.
-Nie chce im przeszkadzać. Gdy jestem z nimi czuję się jak piąte koło u wozu. -Odpowiedziała zaskakująco wesołym tonem dziewczyna.
-To co idziemy? -Zapytał swoją ukochaną po cichu Klaus.
-Przecież jej tak tutaj nie zostawię. -Odpowiedziała równie cicho dziewczyna.
-To co zrobimy, podrzucimy ją Leonowi?
-Dobry pomysł. Zróbmy tak. -Uśmieechnęła się przebiegle Bianka.
   -Zróbmy jak? -Usłyszeli głos Leona i od razu ciarki przeszły im po plecach.
-No więc... Ja z Klausem mieliśmy zamiar iść na spacer więc ten wspaniały obowiązek oprowadzenia kuzynki spadł na ciebie.
-Że jak?! -Oburzył się Leo i gdy już miał nawrzeszczeć na parę spostrzegł że ich już nie ma. Westchną bezradnie i podszedł do Danieli. -Więc gdzie chcesz iść najpierw.? -Zapytał a na jej policzkach zawitał delikatny rumieniec. -Może do ogrodów? -Zaproponowała dziewczyna.
-Lubisz kwiaty?
-Tak, szczególnie fiołki i konwalie. -Ucieszyła się na jego pytanie Daniela i uśmiechnęła się szeroko. -A ty lubisz kwiaty.? -Zapytała z równie wielkim entuzjazmem jak przy odpowiedzi na pytanie.
-Oczywiście ale ekspertem nie jestem, kwiaty to specjalność Bianki i także książki. Ona uwielbia czytać. -Powiedział z uśmiechem.
   Rozmowa mijała im tak płynnie że stracili rachubę czasu i obeszli pałac ze trzy razy. Nawet nie zauwarzyli jak goście i domownicy wracali ze swoich wycieczek.
   Gdy Klaus z Bianką wrócili, on poszedł zobaczyć jak czuję się królowa a Bianka poszła szukać łazienki, nie wiedziała gdzie ona jest bo przenieśli ich pokój do nieznanego przez nią skrzydła.Więc wchodziła po kolei do każdego pokoju. Gdy tak chodziła z pokoju do pokoju natrafiła niechcący na pokój kuzynów. Na jej policzkach od razu pojawił się ogromny rumieniec gdy zobaczyła co bracia robią. Obydwoje nie dość że się całowali to jeszcze byli w tym tak zatraceni że nie zauważyli kiedy Bianka weszła. Dziewczyna szybko zamknęła drzwi i szybkim krokiem popędziła korytarzem przed siebie gdy nagle wpadła na Daniele.
   -Dokąd tak pędzisz? Coś się stało?
-Tak, znaczy nie. -Język Bianki plątał się niesamowicie.
-Jesteś strasznie czerwona, na pewno nic ci nie jest. Może zawołać Gabriela lub Davida, oni by ci pomogli, w końcu mają lecznicze zdolności. -Przechwalała się swoimi braćmi Daniela.
-Nie potrzeba, bo właśnie wyszłam z ich pokoju i to jeszcze w takim szoku że jeszcze nie mogę się pozbierać.
-Heee!? Chyba nic ze sobą takiego nie robili, co?
-Co?! Całowali się i to tak że nawet mnie nie zauważyli!
-Zauważyli, tylko niestety moi bracia wstydu nie mają. W ogóle się nie krępują. Czasami mam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie wiadomo czemu ale jakoś tak wyszło z ich orientacją, na początku to ja miałam wyjść za Gabriela ale się okazało że on jednak zakochał się w Davidzie. I tak zostałam spisana na straty. -Powiedziała ze smutną miną Daniela.
-Oj tam, nie przejmuj się. Moje rodzeństwo też ciągle coś odwala tak że mam ochotę ich udusić. -Daniela tylko się uśmiechnęła i zapytała. -Czy Leo ma narzeczoną?
-Nic mi o tym nie wiadomo. Kiedyś miał wyjść za Ler ale teraz to raczej nie.
-A rozumiem.
-A co podoba ci się on? -Zapytała i gdy ujrzała delikatny rumieniec na policzkach dziewczyny znała już odpowiedź.
-Nie!
-Oj, mijasz się z prawdą. Twoje policzki mówią coś innego. -Powiedziawszy to ruszyła korytarzem dalej a za nią poszła Daniela z jeszcze większym rumieńcem.
   Dotarły do pokoju w którym leżała królowa. Książę Stefan badał królową i stwierdził że on nic nie może poradzić. Więc wezwał swoich synów.Dav i Gabi niechętnie ale przyszli. Zbadali królową i stwierdzili że muszą jeszcze trochę poczytać by się dowiedzieć czegoś więcej.
   Wszyscy wrócili do swoich pokoi włącznie z Klausem i Bianką.
-Wiesz, ten dzień był męczący -powiedziała Bianka rozwalając się na całym łóżku, Klaus oczywiście położył się koło niej. -Masz rację. -powiedział i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Dziewczyna z uśmiechem wtuliła się w ukochanego i razem oddali się w ręce krainy snów.

środa, 21 listopada 2012

Rozdział 18

   Panowała błoga cisza. Zmęczona płakaniem i podróżą Bianka usnęła w objęciach Klausa, a on nie czekając dłużej zabrał ją do jej pokoju. Nie gościnnego jak poprzednio. Klaus przeczuwał że Lili nie będzie czekać z wyjawieniem ich siostrze prawdy, więc od razu gdy wrócił poprosił swoją ciotkę o przygotowanie pokoju dla Bianki. Gdy położył ją w łóżku popatrzył się na nią jeszcze przez chwilę.-Teraz już wszystko sobie przypomnisz, będziesz wiedziała i znała całą historię. Już więcej nie chce patrzeć jak cierpisz. -Klaus ugryzł się w rękę i przybliżył ją do jej ust. Bianka nieświadomie wypiła troszkę krwi swego brata. Jej włosy powoli robiły się białe. Klaus jeszcze raz popatrzył na Biankę i znikną z pokoju.Bianka w tym czasie śniła. Ale to nie był taki zwykły sen.
   Znajdowała się w pałacu, w przystrojonym pokoju. Na środku sali stał duży stół a na stole stał tort. Masa gości przybyła na tą uroczystość.
   Nagle do sali weszły dwie siedmioletnie dziewczynki, bliźniaczki. Wyglądały na uradowane a ich oczy promieniały szczęściem.
   Dziewczynki ruszyły w stronę miejsca gdzie mieściły się dwa trony na których siedzieli Vanessa i jakiś przystojny, podobny do Nicolausa pan. Bianka nie mogła pojąć tego że znała jego imię. Znała imiona wszystkich na tej sali. Mężczyzna który siedział na tronie miał na imię Angus i był jej ojcem.
   Z prawej strony króla siedziała Vanessa a po jej prawej stały jej dzieci : Leo, Lili i Lucas. Nicolausa nie było na sali. Przez chwilę nawet zastanawiała się dlaczego, ale postanowiła później go zapytać i na tą chwilę pozwoliła się ponieść wspomnieniom.
   Dwie dziewczynki podeszły do tronów. Król wstał a z nim królowa. Vanessa podeszła do tortu z bliźniaczkami i pozwoliła im zdmuchnąć świeczki. Gdy dziewczynki je zdmuchnęły wszędzie zgasły światła a gdy się z powrotem zapaliły dziewczyn już nie było.
   Król, Leo i Lili poszli szukać bliźniaczek. Znajdowali się w lesie gdy znaleźli Ler i Biankę. Ler nic nie było a Bianka była nieprzytomna. Koło Ler stał Ernest, starszy brat Vanessy a młodszy Angusa.
-Ernest! Oddaj moje córki. -Powiedział zdenerwowany Angus.
-A to niby czemu? By jedna z nich zasiadła na tronie tak jak Vanessa?
-O co ci chodzi.? -Zapytała Lili
-Chodzi o to że ja i wujek uważamy że to niesprawiedliwe posadzić Biankę na tronie. -Odpowiedziała Ler i już było jasne że jest z nim w zmowie.
-To jej należy się tron, a nie tobie! -Nawrzeszczała na nią siostra.
-A tobie Leo to nie przeszkadza, że Klaus jest następcą? -Zapytała Ler.
-Nie, ja się szczerze do tego nie nadaję. -Ler popatrzyła na niego ze smutkiem. -Powiedz mi Ler, jak zamierzasz zostać królową skoro nie jesteś narzeczoną króla tylko moją.
-To bardzo proste. Pozbędę się ciebie i Bianki, a wtedy nic mi nie stanie na drodze do tronu. -Król i Lili popatrzyli się na Ler z niedowierzaniem. Angus rzucił się na Ernesta i zniknęli gdzieś w lesie. Została tylko Ler która cichaczem podkradła się do Leo i ugryzła go w szyję, jej włosy automatycznie zrobiły się białe.
-Jak mogłaś! -Wrzasnęła na nią Lili. -Nie jesteś po ślubie.
   Ler obudziła w sobie prawdziwą moc swojego klanu. Nagle z krzaków wyłonił się Ernest. Był cały we krwi ale wziął Biankę i zaniósł w głąb lasu.
   Lili i Leo gdy zgubili zapach Bianki wycofali się w las. Ernest po paru godzinach wrócił razem z Ler do pałacu oznajmiając przykre wieści królowej.
   Binka obudziła się nagle oddychając ciężko. Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyła. Postanowiła szybko pobiec do Lili i Leo by dowiedzieć się więcej.

   Klaus będąc w pokoju swojej matki gdzie Lili opowiadała co stało się sto lat temu nie mógł uwierzyć że taka żmija żerująca na posadę królowej dalej żyje w tym zamku. Był tak wściekły na Ler i wuja że nawet nie zauważył jak Bianka wbiegła do pokoju.
   -Lili, Leo musimy porozmawiać! -Powiedziała stanowczym głosem. Wszyscy patrzyli się na nią będąc w szoku. Wreszcie Lili się odezwała. -Dobrze, ale najpierw powiedz, czemu masz białe włosy?
-Co? Jakie białe włosy? -Zapytała zdziwiona. Agnes podała jej lusterko i dopiero wtedy spostrzegła że jaj włosy stały się białe jak śnieg. Gdy Bianka stała w szoku na środku pokoju wszystkie inne oczy zwróciły się na Klausa który dopiero teraz zerwał się z zamyślenia.
-Nik, co ty jej zrobiłeś? -Zapytała zaniepokojona maka.
-Czy to nie oczywiste matko, dał się jej napić swojej krwi. -Powiedziała z uśmiechem Lili.
-Ale tak bez małżeństwa? -Oburzyła się królowa.
-A na Ler też byłaś taka zła jak ugryzła Leo?
-Lili, nie przy Biance. -Powiedział do niej szeptem Lucas.
-Spokojnie, już wszystko sobie przypomniała. Dzięki Klaus. -Bianka położyła mu rękę na ramieniu a następnie usiadła na łóżku. -Jak się czujesz, mamo? -Kobieta była tak uradowana że usłyszała wyraz "mama" od Bianki że nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.
-Lepiej. -Odpowiedziała. -Z tego co powiedziała mi Lili szykuje się wojna. Nie mogę marnować czasu na żadne choroby.
-Mamo. Może sprowadzimy ciotkę Meridianę. -Zaproponowała Lili.
-A po co mi ten rodzinny pasożyt domowy w moim pałacu?
-Nie chodzi o samą ciocię ale o jej męża i synów.
-Nie mam mowy. Nie chce ich tutaj... -oburzyła się królowa.
-Mamo! -Przerwał jej Klaus. -Posłuchaj raz na jakiś czas Lili bo ma bardzo ciekawe rzeczy do powiedzenia. -Królowa przytaknęła i spojrzała na córkę.
-Więc, tak... Mężem twojej siostry jest książę Stefan Ferious. Jego klan nie ma szczególnych cech wyglądu ale za to posiadają niesamowite zdolności lecznicze. Jego synowie Gabriel, Daniel i David posiadają specjalne zdolności. No i mogą pomóc w wygraniu wojny.
-Masz bardzo dobre argumenty ale mnie nie przekonują. -Powiedziała surowym tonem.
-Oh mamo... To dla twojego dobra. -Przytuliła się do królowej Bianka.
-No dobrze, skoro tak prosicie. -Królowa spojrzała na Agnes i dała jej rozkaz. -Natychmiast wyślij list do Meridiany. Czas by starsza siostra pomogła młodszej, jak to w rodzinie przystało.
   Agnes od razu pobiegła wysłać list który powinna odebrać jeszcze dzisiaj.
**********************************
   Do posiadłości Feriousów zawitał listonosz. List odebrał książę Stefan lecz gdy zobaczył pieczęć rodu Slavery od razu pobiegł szybko wręczyć list swej żonie.
   -Meri, kochanie. List przyszedł do ciebie. Twoja siostra pisze.
-Stefciu, to nie możliwe. Moja siostra nie odzywała się od stu lat.-Powiedziała z niedowierzaniem kobieta.
-Nie możliwe?, to zobacz. -Stefan wręczył list żonie. -Pieczęć rodowa Slavery jak malowana.
-No dobrze, teraz ci wierze. -Powiedziała otwierając list. Zaczęła czytać w skupieniu -Pisze że jest chora i potrzebuje naszej pomocy. -Meridiana popatrzyła poważnie na swojego męża a następnie wybuchła śmiechem. -Dobrze, pomożemy jej.  
      

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 17

   Na wiecznie ciemnej wyspie od paruset lat nikt nie widział poranka, a tu tak jakby nic słońce budzi do życia ludzi, a także zwierzęta i rośliny i inne stworzenia przystosowane do egipskich ciemności.
   Tej nocy tylko jedna osóbka nie mogła zasnąć zamartwiając się o brata i ukochanego. Siedziała samotnie na łóżku wpatrując się w przepiękny wschód słońca który dziś jej nie bawił i nie przyprawiał o zachwyt. Nie miała nawet ochoty poczytać jednej ze swoich ulubionych książek, chciała jak najszybciej wrócić do domu, do jej ukochanego, do znienawidzonego Londynu, do Kety i jej dzieci. Chociaż wiedziała że życia im nie wróci to i tak chciała ich zobaczyć. Chociaż do Londynu wrócić nie mogła to zawsze miała jeszcze Kornelie u której była mile widziana.
   Bianka była gotowa na to że zaraz straż zabierze ją na jakieś przesłuchania. Z korytarza słyszała ciężkie kroki zbrojonej straży. Słyszała że ktoś naciska na klamkę. Tak jak myślała straż przyszła po nią. Wstała z łóżka i pozwoliła sobie nałożyć kajdanki.
   Nagle czyjaś ręka przebiła zbroję strażnika i ten padł bez ruchu. Następnie skręcił karki pozostałym.
-Leo! -Rzuciła się mu na szyję Bianka ze łzami radości w ochach.
-No już dobrze. -Pogłaskał ją niezakrwawioną ręką po plecach. -Lepiej się pożyw, czeka nas długa droga.-Dziewczyna zlizała krew z ręki Leo. Chłopak wziął dziewczynę na ręce i pojawili się w porcie. Kupił bilet i wsiedli na statek.
   -A co z Klausem? -Zapytała patrząc się w dal na znikającą wyspę.
-Nic mu nie będzie. Spotkacie się w pałacu. Czekają już tam na nas -Bianka uśmiechnęła się lekko do Leo ciesząc się że już wkrótce zobaczy Królową i Lucasa.
   -A mnie nie przedstawisz? -Zapytała się kobieta która pojawiła się znikąd. Bianka automatycznie się cofnęła a Leo nie drgną nawet na milimetr. Sprawiał wrażenie przyzwyczajonego do takich sytuacji.
-Co ty robisz? Miałaś się nie ujawniać. -Powiedział do niej szeptem Leo.
   Kobieta usiadła na krześle obok Bianki. -Tak będzie ciekawiej, zaufaj mi. -Leo popatrzył się na nią błagającym wzrokiem. -Heh... No dobra. -Powiedziała kobieta a Leo odetchną z ulgą . Dziewczyna wyprostowała się i usiadła jak dama. Bianka zauważyła że kobieta jest strasznie podobna do królowej.-Jestem Lili. Miło mi cię poznać Bianko.
-Skąd wiesz...?
-Jak masz na imię... Otóż odpowiedź jest bardzo prosta. Ja jestem rodzoną siostrą Leona a także twoją, droga siostrzyczko.-Bianka popatrzyła na nią z takim zdziwieniem i niedowierzaniem. W pewnym stopniu uwierzyła Lili gdyż była bardzo podobna do Leona. Była też zawiedziona bo myślała że Leo powiedział by jej o takiej rzeczy. Bianka nie traciła czasu na zbyt długie rozmyślania i dała dokończyć kobiecie.- Ciekawszą rzeczą jest to że Ler i Lucas też są moją rodziną i jeszcze w skład mojej rodziny wchodzi królowa i Klaus. -Mówiąc to wzięła łyk herbaty którą przyniosła przed chwilą służąca na statku. Leo otworzył szeroko oczy, nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Lili wyjawiła przed Bianką największą tajemnicę jaką chciała zataić ich matka. Bianka także nie była w lepszym stanie niż Leo. -O, to jeszcze nie wszystko. Twoją siostrą bliźniaczką jest Ler a najzabawniejsze jest to że....
-Wystarczy! -Wrzasną na nią Leo. -Nie sądzisz że już za dużo powiedziałaś?
-Nie gorączkuj się tak. Dziewczyna powinna wiedzieć jakie ma korzenie. Co nie Bianka? -Mówiąc to popatrzyła na oszołomioną dziewczynę która nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
-A więc jestem księżniczką? -Zapytała niepewnie Bianka.
-O tak. I to nie byle jaką... Jesteś następcą królowej. Narzeczoną Klausa.
-Ja? -Popatrzyła się na Lili będąc w jeszcze większym szoku.
-Tak ty. Ale wiesz, pewnym osobom takim jak Cersei się to nie podoba. Chce rozdzielić ciebie i Klausa i zabrać sobie go a ciebie uśmiercić. Co zrobisz Bianko? Będziesz walczyć o ukochanego?
   Bianka popatrzyła się na Lili i na Leona takim samym wzrokiem, przepełnionym złością i za razem szczęściem. Podeszła do Leona, dotknęła delikatnie jego policzka i spojrzała prosto w jego czerwone oczy.-Czemu mi nie powiedziałeś? Ja ci ufałam. Uważałam cię za nie tylko brata ale i za przyjaciela. Nawet Klaus nie był ze mną szczery. I jak mam ci teraz ufać? -Bianka patrząc w zagubione oczy Leo spostrzegła żal i miłość. Gdy wiedziała już że Leo musi sobie wszystko poukładać w głowie, podeszła do czekającej na odpowiedź Lili. -Jedynie ty byłaś ze mną szczera. Przez tyle lat żyłam w ukryciu nie znając swojej historii, swojej rodziny. Dziękują ci że byłaś ze mną szczera. - Lili popatrzyła się na Biankę i odparła. -Miałaś prawo wiedzieć. A moja głupia rodzina nie słusznie zataiła przed tobą całą prawdę. -Lili przysunęła usta do jej ucha. -Może to wiesz, a może nie, ale nasi bracia naprawdę cię kochają. -Lili oddaliła usta od jej ucha a Bianka kiwnęła głową oddalając się do swojej kabiny.
   Lili patrzyła spokojnie jak Bianka odchodzi. Cieszyła się że wreszcie bez żadnych okazji będzie mogła nazwać Biankę swoją młodszą siostrą. Gdy ocknęła się z zamyśleń jak to fajnie będzie ją poznać, postanowiła obudzić z zamyślenia Leona dając mu pstryczek w czoło.
   -Już się ocknąłeś? - Powiedziała rozbawiona młodsza siostra Leo.
-To jak to teraz będzie? Jak to sobie wyobrażasz? -Zapytał ją wpatrując się w jej także czerwone oczy.
-Jak to, jak? Będziemy normalną rodziną. Nareszcie w komplecie. -Uśmiechnęła się a Leo odwzajemnił uśmiech. Lili zaczęła spoglądać w dal. -No może nie w takim komplecie ponieważ nikt nie wie co się stało z tatą. -Ich uśmiechy trochę zmalały ale widząc że zbliżają się do portowego miasteczka postanowili zawołać Biankę.
   Podróż do pałacu minęła bez żadnych przeszkód. W miłym i przyjaznym towarzystwie. Biance tak wspaniale się słuchało starych wspominek że aż nie chciała wysiadać z powozu.
   U wrót pałacu, rodzeństwo przywitała Ella ze służbą. Lokaj pomógł siostrom wysiąść i we troje skierowali się do środka gdzie czekali na niech Ler i Lucas. Lili przejechała wzrokiem po całym pomieszczeniu szukając Królowej i Klausa.
   -Lili. Cóż na urocza niespodzianka. Leona też się nie spodziewałam. -Powiedziała z jadem Ler.
-Czy to nie moja ulubiona zdradziecka siostrzyczka Ler. Gdzie jest mama?
-Matka jest chora. Od powrotu Klausa to on się nią opiekuje. -Cała trójka była w szoku.
-Że jak. Na co jest chora? -Zapytała Lili.
-Nie wiadomo. Lekarz nie widział jeszcze nigdy takiej choroby. Na pierwszy rzut oka nic jej nie jest ale mówi że czuje się okropnie i że czuje jak by miała umrzeć. Być może jest zatruta. -Na dźwięk słów "zatruta" Lili i Leo od razu popatrzyli się na Ler która patrzyła na nich jak by nie wiedziała o co im chodzi.
-Nie patrzcie się tak na mnie, to nie ja ją zatrułam! -Powiedziała zdenerwowana Ler.
-Aha... A niby kto inny? -oskarżała ją Lili
-Nie wiem, ale to na pewno nie ja! -Wprost wykrzyczała do rodzeństwa.
-Tak...? Masz szczęście że matka nie wyrzuciła cię jak śmiecia po tym co zrobiłaś sto lat temu.-kontynuowała księżniczka.
-Nie wiem o czym mówisz. -Powiedziała już spokojnie Ler.
-Ooo.. ty już nie udawaj. Jak na razie przez te sto lat miałaś tu raj na ziemi, ale te rajskie dni się skończyły. Do puki ja i Leo tu jesteśmy i do puki mama jest królową to ja i Leo mamy jeszcze coś w tej rodzinie do powiedzenia. -Lili zbliżyła się do Ler. -Tylko ja, Leo i świętej pamięci tata znamy całą prawdę. I mama jak tylko wyzdrowieje też ją pozna.
   Nagle za Lili pojawił się Klaus i powiedział -Lili, mama chce się z tobą i Leo widzieć.
-Dobrze. -Odpowiedziała mu dziewczyna. -Chodź Leo. -Razem znikli z pomieszczenia zostawiając czwórkę rodzeństwa samych sobie.
   -A więc jak to było? -Podeszła Bianka do Klausa kładąc rękę na jego policzku.- Jestem twoją siostrą, narzeczoną i następczynią po matce, tak? -Klaus kiwną głową i od razu po tym dostał z liścia o Bianki automatycznie zamykając oczy. -A ja tak się o ciebie martwiłam. Nie mogłam spać myśląc o tym czy żyjesz! -Klaus był oszołomiony ale gdy otworzył oczy zobaczył łzy w oczach swojej ukochanej nie mógł jej nie przytulić. -Przepraszam. -Powiedział do niej a ona uśmiechnęła się lecz dalej płakała.  

niedziela, 14 października 2012

Rozdział 16

   Bianka i Leon spokojnie leżeli w ciemnym ogrodzie gdy nagle zaczęło się rozjaśniać. Ciemne a raczej mroczne, kruczo czarne chmury zaczęły się rozsuwać odsłaniając piękne, jasne słońce, rażąc swoim blaskiem oczy ludzi, którzy od urodzenia nie widzieli słońca.
   Bianka rozglądała się w około z wielkim zachwytem bo chodź było tu od wieków ciemno to ogród był tak piękny i tak zadbany jakby ktoś od stuleci się nim codziennie opiekował.
   Leon patrzył na to wszystko zupełnie inaczej niż jego siostra. Wiedział że coś się stało więc od razu pobiegł a raczej znikł i pojawił się w pałacu. Szybko zjawił się na piętrze Klausa i wpadł do jego pokoju jak burza.
   Leon nie mógł uwierzyć w to co widzi. Na podłodze leżała martwa Cersei a w okół niej była potężna plama krwi, na jej szyi widniały ślady kłów.
   Oczywiście można się domyśleć kto stał za tą śmiercią Starej Wiedźmy. Wszyscy tak myśleli, nawet Bianka która dowiedziała się o tym jak dopiero wbiegła na pięćdziesiąte piętro za bratem. Lecz Leon w to nie wierzył. Był święcie przekonany że Klaus nie miał powodów dla których miał by wypowiedzieć wojnę całemu magicznemu stowarzyszeniu i zabijać Starą Cersei swoją ukochaną sprzed kilku wieków.
   -Musze iść. Zaopiekuj się Bianką i miej ją na oku by nie zrobiła nic głupiego. Najlepiej żeby siedziała w pokoju i czytała książki. -Powiedział Leon do Elli po czym szybko zniknął.
   Leon wybrał się do Ciemnego Lasu który stał się normalnym lasem po śmierci Cersei.W głębi tego tak zwanego Ciemnego Lasu stała stara, spróchniała chatka. Leon wszedł do chatki i chwycił osobę znajdującą się w środku za szyję i przycisną do ściany.
-Uspokój się, Leo. Zwykle nie jesteś agresywny. -Powiedziała.
-Lili! Co było napisane na karteczce?! -Gdy dziewczyna się przez dłuższy czas nie odzywała on na nią krzykną i puścił. Dziewczyna upadła na podłogę i zaczęła rozmasowywać szyję. -Przepraszam. Ne powinienem się tak unosić i na ciebie wydzierać.
-Tak. Zdecydowanie udzielił ci się charakter Ler. -Powiedziała z rozbawieniem kobieta po czym uśmiechnęła się do niego a on odwzajemnił uśmiech. Usiadła na kanapie ciągnąc Leo za sobą.
   -Śmierć Cersei to twoja zasługa? -Zapytał już spokojnie.
-Śmierć? A tak. Uśpiliśmy ją na jakiś czas pozorując jej śmierć. Wszyscy dobrze wiemy że Cersei nie umarła i nigdy nie umrze.
-Czemu to zrobiłaś? Chcesz ją rozzłościć?
-Tak. Zgadza się. -Powiedziała spokojnie.
-Chcesz zginąć i narazić nasze życia tylko dla głupiej zabawy? -Uniósł się Leo.
-Spokojnie. Biance nic się nie stanie. Tylko Cersei na tym ucierpi. -Powiedziała uśmiechając się przebiegle do Leona.
-Naprawdę? Ile taka "śpiączka" będzie trwać?
-No nie wiem. Z jakieś trzy dni.
-Trzy dni?!
-Oni myślą że Klaus naprawdę zabił Cersei ale ona powróci do życia jeszcze bardziej wściekła gdy okaże się że nas już tam nie będzie. Wtedy przypuści atak na nasze królestwo co wywoła wojnę. I wtedy...
-Wojnę? Naprawdę chcesz poświęcić życia niewinnych osób by zrealizować swoje chore cele?! -Przerwał jej Leo.
-Co w tym złego? Gdzie ludzie giną, szlachta się bawi.
-Czyś ty zwariowała?! -Leo uniósł ją za sukienkę do góry ale ona spoglądała na niego z politowaniem.
-Nie martw się. Nasza rodzina nie zginie. Jedynie Sprawcy naszego cierpienia polegną w męczarniach. -Uśmiechnęła się szyderczo myśląc o tym jak nieprzyjaciele płaszczą się przed nią błagając o litość. -Klaus zrozumiał mój plan i uwierz mi że nie pozwoli by Biance coś się stało. Zaufaj mi i daj się ponieść. Nic się stać nie może. Po wojnie nasza rodzina stanie się wielka i potężna jak nigdy dotąd.
Leo popatrzył się na Lili zastanawiając się przez dłuższą chwilę. Gdy wreszcie podjął decyzję.