wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 13

   Bianka od rana nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Najbardziej niepokoił ją fakt że nie miała pojęcia czy na zewnątrz jest dzień czy też noc. Nie wiedziała czy swoim chodzeniem nie obudzi pozostałych mieszkańców czarnego zamku.
   Nagle weszła Ella kładąc na stole srebrną tace ze śniadaniem. Bianka o prócz śniadania spostrzegła na tacy lampkę świeżej krwi.
-Czy ty przyniosłaś mi krew?
-Nie pije pani?
-Oczywiście że nie pije. Wychowywałam się wśród ludzi. Panowanie nad głodem mam opanowane do perfekcji.
-Rozumiem że mam zabrać krew.
-Oczywiście. Możesz mi jeszcze powiedzieć która jest godzina?
-Ósma rano pani. Coś jeszcze?
-Czy mogłabyś powiadomić mojego brata żeby wpadł do mnie na moment.
-Oczywiście Pani.-Ella zniknęła i zaraz rozległo się pukanie do drzwi.
   -Wołałaś mnie siostrzyczko?
-Mam prośbę, braciszku. Czy nie mógł byś mnie zabrać do miasta. Mam ochotę zasmakować dobrej lektury z Abracamiris.
-Nie mam nic do roboty przez następne trzydzieści lat.No dobrze. Chodźmy.
   Leon i Bianka poszli do miasta. Odwiedzili tyle sklepów i Bianka zrobiła tyle zakupów że nie mieściły się już w powozie. Dziewczyna kupiła tyle książek że jak by nie była nieśmiertelna to zabrakło by jej życia by je przeczytać. Leon zaś nic nie kupił. Przez całą drogę towarzyszył Biance, pomagał jej wybierać książki, ubrania, biżuterię, buty, kapelusze, parasolki i dużo innych rzeczy.
   Wstąpili do kawiarenki. Było sporo ludzi. Bianka i Leon usiedli przy stoliku przy oknie. Leon poszedł zamówić ciasto i dwie filiżanki herbaty. Koło niego zakręciła się białowłosa kobieta. Była w czarnym kapeluszu który zasłaniał jej twarz. Miała też na sobie czarną sukienkę. Była wysoka i wyglądała na kobietę po trzydziestce.
-A więc to jest Mała Bianka, strasznie urosła. -powiedziała kobieta pijąc łyk napoju.
-Oczywiście. Minęło sto lat odkąd ją ostatni raz widziałaś.
-Jak tam Nik?
-Po staremu. Ostatnio pokłócił się ze starą czarownicą. Ale spokojnie, ona tylko chce zabić Biankę.
-Leo. Co ty kombinujesz? -zapytała wyraźnie zaniepokojona.
-Spokojnie. To nic strasznego. Zobaczymy jak się sprawy potoczą. Będzie ciekawie, zobaczysz.
-Heh... Tylko nie ryzykuj jej życia, w końcu to nadal twoja siostra.Daj tą karteczkę Nikowi, będzie wiedział o co chodzi.-Kobieta wręczyła karteczkę Leonowi.-Masz zamiar ją zabrać?
-Tak jak powiedziałem, zobaczymy jak się sprawy potoczą. A teraz wybacz. Moja szanowna siostra czeka na mnie przy stole. Do zobaczenia Lili. -Kobieta zniknęła a Leo poszedł do stolika w przy którym siedziała Bianka.
   -To twoja dziewczyna? -Leon nie spodziewał się tego pytania .
-To nikt ważny. Stara znajoma i tyle.
-Oh, rozumiem. -Bianka wzięła łyk herbaty i zaczęła gadać na różne tematy z Leo. Nim się spostrzegła zrobiło się strasznie późno. Wywnioskowała to z wskazówki która pokazywała dziesiątkę na zegarze.
   Gdy wrócili do zamku Bianka poszła do swojego pokoju z zakupami a Leon do pokoju Klausa. Uchylił delikatnie drzwi i spostrzegł Cersei kłócącą się z Klausem. Wszedł cicho do pokoju.
-Przepraszam że przerywam tę ostrą wymianę zdań ale... Cersei mogła byś nas zostawić na chwilę samych.
-Heh. Rób jak chcesz. A z tobą Klaus jeszcze się policzę. -Cersei wyszła trzaskając drzwiami.
-Ostra. Ile to już lat jesteście razem?
-Po co tu przyszedłeś?
-Nie jesteś mi wdzięczny za uratowanie cię ze szponów starej wiedźmy Cersei?
-Nie mów tak o niej w mojej obecności bo...
-Bo co? Zabijesz mnie? Wiesz że Cersei nie odpuści. Mogłeś to zakończyć już dawno temu i...
-Tylko po to tu przyszedłeś? Wytykać mi błędy przeszłości -Leon rzucił Klausowi karteczkę.-To od Lili.-Klaus popatrzył pytająco na Leona i przeczytał zawartość. Jego oczy stawały się większe z karzdym przeczytanym zdaniem na karteczce. -Nie będę się pytał co tam jest napisane. Ponieważ ufam Lili. -Leo zniknął pozostawiając Klausa samego w pokoju.

czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 12

   Ella zaprowadziła Bianke do pokoju gościnnego. Nie mówiąc nic, wyszła pozostawiając Biankę samą bez instrukcji na następny dzień. Bianka poczuła się zdezorientowana ponieważ na zewnątrz panowały egipskie ciemności a ona nie wiedziała czy panuje noc czy dzień. Podróż ją bardzo zmęczyła więc nie zastanawiając się dłużej położyła się do wygodnego łóżka i zasnęła.
   Tym czasem Leon siedział wygodnie w fotelu w swoim pokoju i czytał książkę.
-Nie musisz się ukrywać, wiem że tam jesteś. Ello.
-Panie. Jak zwykle nie można cię zaskoczyć swoją obecnością.
-Nie cieszysz się Ello? Twój pan wrócił, już nie musisz służyć mej siostrze.
-Panie. Nie wiem jak pan Nicolaus ale ja wiem że nie zostaniesz na długo.
-Jak ty mnie dobrze znasz.-powiedział przewracając kolejną stronę książki.
-A co z panną Bianką? Zabierzesz ją panie ze sobą?
-To jej decyzja. Może i teraz jest zakochana w Niku ale, prędzej czy później dowie się jaki on jest. Dowie się całej prawdy. -Zamknął książkę i podszedł do regału. -Ello. Mam dla ciebie zadanie. Masz służyć Biance i nic jej nie mówić że mnie znasz a tym bardziej że jestem twoim pierwotnym panem. Rozumiesz.
-Oczywiście panie. -powiedziała i zniknęła.
   Klaus w swoim pokoju szykował się do spania. Nagle rozległo się pukanie.
-Cersei, możesz wejść!
-A czy nie będę przeszkadzać, waszej królewskiej mości? -weszła dostojnym krokiem.
Oczom Klausa ukazała się kobieca postać o falowanych, długich, brązowych włosach. Jasnej cerze i turkusowych oczach. Była ubrana w jedwabną przewiewną sukienkę.
-Po co przyszłaś?
-Po co przyszłam? Przyszłam po to samo co zawsze, misiu.
-Ehh... Ja właśnie w tej sprawie tu przybyłem.- zamyślił się na chwilę
-Tak? O co chodzi? -usiadła na łóżku i spoglądnęła na Klausa wzrokiem zaciekawienia.
-No bo widzisz... Ja... Ja myślę że powinniśmy zerwać.
-Zerwać?! Żartujesz, po dwustu latach bycia parą ty chcesz ze mną zarwać?! To przez tą Biankę...!? Heh...  A jak była siedmioletnią dziewczynką to nie chciałeś jej widzieć. A teraz jak urosły jej dwa pokaźne balony to się ślinisz na jej widok. Typowe dla faceta... Powiem ci że jestem znacznie piękniejsza od niej. Od kiedy to podobają ci się małolaty, co...?! -nawrzeszczała na Klausa ze wściekłością w oczach.
-To nie tak. Po prostu mam zamiar zostać królem a kiedy będę z tobą ten cel się nie spełni.
-Czyli nadal mnie kochasz? -zapytała z nadzieją wiedźma
-Hmm... Pomyśle o tym.-wymigał się książę.
-Pomyślisz? -zdenerwowała się.
-No...
-Widać że mnie już nie kochasz. Wystarczyło ci kilka dni by się w niej zakochać i zapomnieć o naszej dwustuletniej miłości... Wiesz co, możesz iść do tej swojej ukochanej i z nią żyć szczęśliwie. Zobaczysz prędzej czy później wrócisz do mnie. Zobaczysz. -Cersei wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
   Ella przysłuchiwała się rozmowie i od razu poszła powiedzieć Leonowi.
-A więc ten głupi osioł zerwał z Babcią Cersei... Ciekawe.
-To była bitwa nie kłótnia. -oznajmiła spokojnie.
-Ciekawe, bardzo ciekawe. Babcia Cersei tak łatwo nie odpuści sobie Nika. Pewnie będzie chciała pozbyć się siostrzyczki. Ella słuchaj! Od dzisiaj masz dyskretnie, niezauważalnie bronić mojej kochanej młodszej siostry od tej starej wiedźmy. Bianka nie może się dowiedzieć że Cersei chce ją zabić bo będzie chciała się dowiedzieć dlaczego a wtedy będzie dla niej prosta droga do odkrycia kim jest.
-Czemu tak bardzo nie chcecie jej powiedzieć kim jest naprawdę.
-Czemu? Bo tak jest zabawniej. -uśmiechną się Leon.
-Rozumiem panie ale czy gdy panna Bianka się dowie nie będzie na ciebie zła.
-Znam mą siostrzyczkę jak własną kieszeń. Jakoś z tego wybrnę.
 

piątek, 13 lipca 2012

Rozdział 11

   Bianka wpatrywała się na oddalające się miasteczko portowe aż do momentu gdy zniknęło jej z oczu. Poczuła zimny powiew wiatru i postanowiła się przebrać. Po paru minutach w kabinie wyszła  w czarnej, grubej sukience w związanych w luźny kucyk włosach. Zaczął prószyć śnieg więc wzięła parasolkę. Wyszła na zewnątrz do samej barierki i spoglądała na padający śnieg, tak delikatnie prószący jakby anioły w niebie trzepały poduszki.
   Nagle zawiał silny wiatr i wyrwał parasolkę z rąk Bianki i niósł ją wzdłuż statku. Niespodziewanie parasolkę chwycił wysoki mężczyzna. Podszedł do Bianki i podał jej białą parasolkę. -To chyba twoje. -uśmiechnął się miło czego Bianka nie widziała ponieważ wzrok ukierunkowała ku podającej jej parasolkę ręce.
-Dziękuję -Uniosła wzrok ku twarzy i nagle ją zamurowało. To był ten sam chłopak co wpakowywał skrzynie ze statku i ten sam chłopak co tak przykuł jej uwagę.
-Czy coś się stało? Mam coś na twarzy? -powiedział chłopak wskazując na swoją twarz. Bianka automatycznie się ocknęła -Niee... Po prostu się zamyśliłam. -wybrnęła zgrabnie i uśmiechnęła się miło do chłopaka.
-Jak masz na imię? -powiedział chłopak z zainteresowaniem patrząc na Biankę.
-Bianka Cherch. Mam lat sto siedem i mieszkałam w Londynie i jestem sierotą.
-Nie pytałem o całe twoje życie.
-Nie pytałeś ale i tak byś zapytał. -uśmiechnęła się przebiegle.
-Powiadasz że jesteś sierotą?. Miałem kiedyś siostrę Biankę. Dokładnie sto lat temu zaginęła w Londynie. Słuch po niej zaginął i porzuciłem wszelką nadzieję na jej odzyskanie. -Serce Bianki szybciej zabiło -Czy to możliwe że on może być moim bratem. W końcu to jest bardziej prawdopodobne niż to że urodziłam się jako członek rodziny królewskiej.-pomyślała Bianka rozszyfrowując co chłopak ma na myśli. Nagle ją olśniło rzuciła się na szyje chłopaka i wrzasnęła -Braciszku!
-Spokojnie. Jeszcze nie wiadomo czy jesteśmy rodzeństwem ale sama przyznasz że jesteśmy strasznie podobni wyglądem.- Powiedział odwieszając Biankę z szyi i stawiając ja delikatnie na podłodze statku.
-Opowiedz mi o sobie i o naszej rodzinie.
-W swoim czasie się dowiesz o naszej rodzinie ale mogę ci opowiedzieć o sobie.
-Mam na imię Leon. Lat czterysta. Uwielbiam jazdę konną i długie nocne spacery w blasku księżyca.
-Czy portowe miasteczko Lokiti jest naszym rodzinnym miastem?
-Nie. Jestem tu tylko z powodu pracy siostrzyczko. Czemu chcesz się dostać do Abracamiris?
-Eee.. tak jakby mam tam się spotkać z następcą tronu po królowej Vanessie.
-Z następcą powiadasz.. -powiedział wpatrując się w horyzont.-No to czas się zbierać. Już widać port. Lepiej idź się spakuj. Jak chcesz to odprowadzę cię do księcia.
-Z przyjemnością przyjmę tą propozycję, braciszku. -Bianka pobiegła do kabiny po swoje rzeczy.
   Gdy wyszła ze statku zobaczyła ciemne niebo chociaż był środek dnia na uliczkach panował mrok. Jedynie latarnie dawały trochę światła na przepełnione kamienne uliczki. Wyspa zdawała się wyglądać jak schody. Miała swoje piętra. Na parterze znajdował się port, sklepy i stoiska. Na drugim, trzecim, czwartym i piątym znajdowały się domy mieszkalne. Na szóstym piętrze znajdowały się dwie rywalizujące ze sobą szkoły: czarnej magi i białej (zwykłej) magi, a także dom medyka i urząd miasta. Na ostatnim piętrze był ogromny czarny zamek w którym zarządzało się o dalszych losach magicznej społeczności. Mieszkały tam również potężne czarownice i wielcy, znani magowie a także czarodzieje. W zamku mieściła się jeszcze rada Bractwa Cienia którego przewodniczącą była Cersei Leanquich.
   Bianka zachwycona magią dookoła niej nawet nie zauważyła że idzie za nią Leon. Zatrzymywała się to przy jednym to przy drugim stoisku z łakociami, ale Leon skutecznie wybijał jej z głowy magiczne ciastka przypominając o celu jej podróży.
   Szli spiralą na sam szczyt "schodów" Abracamiris. Dotarli do wielkich czarnych drzwi czarnego zamku. Straż nie chciała ich wpuścić do środka. Na szczęście drzwi otworzyła im Ella wpuszczając Biankę i Leona .
   Może i zamek był czarny na zewnątrz ale w środku wyglądał jak zwykły zamek. Szli korytarzami aż do drewnianych drzwi jednej z komnat. Ella przez całą podróż do nieznajomej komnaty nie odezwała się ani słowem do Bianki.
   Weszli do środka komnaty i zastali siedzącego na krześle i czytającego książkę Klausa. Książę spojrzał ukradkiem na ludzi których przyprowadziła Ella. Gdy obczaił że jedną z osób jest Bianka zniknął z krzesła i w mgnieniu oka znalazł się przy Biance. Przytulił ją mocno i powiedział z troską w głosie -Myślałem że już cię nigdy nie zobaczę. Tak się martwiłem.
-Klaus...Może byś mnie tak puścił, nic mi nie jest a w dodatku mój brat patrzy. -powiedziała próbując się uwolnić z objęć Klausa.
-Brat!? Jaki brat!? -Klaus puścił Biankę i spojrzał na stojącego z nią mężczyznę. -Dawnośmy się nie widzieli. Leo. -powiedział zaskoczonym ale szyderczym głosem Klaus. -Zostawiłeś Biankę a teraz śmiesz się nazywać jej bratem.
-Pogadamy o tym później, Nik.
   W komnacie zapanowała napięta atmosfera.Zapadła cisza nad ciszami i żaden nie raczył jej przerwać. Bianka wzięła głęboki oddech. -Starczy tego! Co to za napięta atmosfera! Powinniśmy się cieszyć że dotarłam do celu cała i zdrowa! I skąd się znacie!? -Bianka nie wytrzymała i wybuchła.
-Tak jak ci powiedziałem na statku, dowiesz się w swoim czasie. -powiedział Leon spoglądając złowieszczym a zarazem pełnym porozumienia wzrokiem na Klausa.-W każdym razie, jestem zmęczony podróżą. Ello zaprowadź mnie do jakiegoś pokoju. -Ella bez wahania otworzyła drzwi i puściła Leona przodem.
-A co ze mną? -powiedziała Bianka spoglądając pytająco i błagająco by nie powiedział niczego niestosownego.
-Zaraz przyjdzie Ella, na pewno zaprowadzi cię do jakiegoś wolnego pokoju.
-Dziękuję.
-A tak przy okazji. Gdzie spotkałaś Leo?
-W portowym miasteczku Lokiti. A co?
-Nic, nic. -Nagle weszła do komnaty Ella. -Pani Bianko, czy mogę cię zaprowadzić do twojej komnaty. Pewnie jesteś zmęczona.
-Tak, oczywiście. -powiedziała Bianka stając w drzwiach. -Dobranoc Klaus. -Drzwi się zamknęły zostawiając księcia samego w komnacie.  

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział 10

   Bianka delikatnie otworzyła oczy. Ku jej zdziwieniu nie leżała na śniegu w lesie gdzie straciła przytomność. Leżała w wygodnym łóżku w drewnianym domku. W kominku się paliło dzięki czemu było jej ciepło. Na stoliku stała taca z jedzeniem. Bianka wstała i usiadła przy stoliku biorąc łyk herbaty zajadała się jedzeniem. Nagle drzwi się otworzyły wpuszczając zimny wiatr do drewnianego domku. Mężczyzna wszedł i powiesił na wieszaku gruby, zimowy, skórzany płaszcz. Ku zdziwieniu Bianki mężczyzna był bardzo przystojny i wyglądał na człowieka około dwudziestki. Miał blond włosy, jasną cerę i niebieskie oczy.
-Obudziłaś się. -powiedział mężczyzna. -Jak ci na imię panienko?
-Zanim zapytasz o imię najpierw wypada samemu się przedstawić.
-A no tak. Wybacz. Jestem Robert Marwerk. Teraz ty.
-Jestem Bianka Cherch. Panie Marwerk.
-Po co ta oficjalność, pani.
-Nie będę zwracać się do obcego człowieka po imieniu i oczkuję tego samego.
-Oczywiście, pani.
Zapadła cisza. Bianka popijała herbatę a Robert dokładał do ognia. Nagle drzwi się otworzyły i do domku weszła kobieta o jasnych, prawie mlecznych włosach, jasnej cerze i zielonych oczach.
-Nareszcie. Gdzieś ty była!? -powiedział z oburzeniem Robert do kobiety.
-Heh... nie gorączkuj się tak. To ty nie chciałeś na mnie poczekać.
-Nie czekałem, ponieważ musiałem sprawdzić czy ona się obudziła. -powiedział wskazując na Biankę.
   Kobieta podeszła do Bianki. Przyglądała jej się przez chwilę i rzekła - Jak masz na imię?
-Bianka Cherch. -odrzekła spokojnie.
-Cherch? To nie jest szlachetne ani królewskie nazwisko. Kto cię przemienił i co robiłaś w lesie obok martwego kolesia.
-Owszem to nie jest szlachetne nazwisko ale zapewniam cię że pochodzę ze szlachetnej rodziny. Co do pobytu w lesie... to nie jest wasza sprawa. Ciebie jak wołają bo nie zdążyłam wyłapać imienia?
-Aria, Aria Flau.
-Flau? Znasz może Kornelie i Iana Flau?
-Oczywiście. Kornelia to moja ciocia. Ian to jej syn... prawda?
-Tak. Marwerk to nie szlachetne nazwisko... prawda? -Bianka zwróciła się do Roberta.
-Prawda. Zostałem przemieniony przez białowłosą piękność jakiś miesiąc temu. Pochodzę ze świata ludzi. Aria uratowała mnie od niechybnej śmierci. Zostałem z nią aż do teraz.
-Rozumiem. Musiało być ci ciężko. Ario ile masz lat?
-Równo czterysta. Wczoraj miałam urodziny.
-To wszystkiego najlepszego.
-Gdzie się udajesz?
-Do Abracamiris.
-Hmm... Miasto czarownic. Żeby się tam dostać trzeba popłynąć łodzią. Abracamiris leży na wyspie. Co o tym sądzisz Robercie... odprowadzimy ją ?
-Nie mam nic przeciwko.
   Aria wzięła mapę i rozwinęła ją.- Będziemy musieli przejść przez miasta: Loveless, Ambiri i Lechan, a potem prosto do portowego miasta Lokiti.-przejechała palcem po mapie po czym schowała ją do plecaka.
   Wyruszyli o świcie. Nie mieli karety i zaczął padać śnieg. Na szczęście jakieś pół godziny drogi szło się do Loveless.
   Gdy dotarli do bram miasta spostrzegli karczmę, postanowili tam spocząć na chwilę. Aria weszła jako pierwsza. W karczmie siedziało kilkoro ludzi. Usiedli przy barku i Robert zamówił po kielichu krwi dla towarzyszek.
-Jak myślicie kiedy skończy się ta zamieć? -powiedziała Aria do swych towarzyszy ale usłyszała odpowiedź od barmanki. -Będziecie musieli czekać do rana. Coś mi mówi że ta zamieć nie prędko się skończy. Jak chcecie to mogę wam dać konie, oczywiście nie za darmo...-uśmiechnęła się przebiegle.
-Ile chcesz?
- Trzydzieści Dimerów za jednego konia.
-Nie sądzisz że to trochę za drogo?
-Dla chcącego nic trudnego... to co?
Aria zauważyła pewną słabość u kobiety. Postanowiła wykorzystać to że jest wampirem a barmanka tylko człowiekiem. Aria miała siłę i kły a kobieta jedynie alkohol za ladą.
-Zdajesz sobie sprawę że nie gadasz z człowiekiem?
-Ja jestem czarownicą.
Arie troszkę zamurowało ale zaraz wymyśliła nowy plan.
-Jak myślisz co jest szybsze : zaklęcia czy wampir?
 Kobieta bojąc się o swoje życie podarowała konie za piętnaście Dimerów. Zamieć się skończyła i Bianka i jej nowi towarzysze mogli wyruszyć w dalszą podróż.
   Jechali przez dłuższy czas. Mieli małe opóźnienie w podróży przez zamieć ale szybko to nadrobili na koniach. Wyszło nawet w obliczeniach Roberta że zjawią się w porcie Lokiti znacznie wcześniej. Szybko dotarli do drugiego miasta Ambiri. Zapadał zmrok więc musieli zdobyć jakieś schronienie na noc. Z trudem znaleźli jakąś gospodę. Rano znów wyruszyli. Do miasta Lechan dotarli bez żadnych przeszkód. Miasto Lechan jest największym sklepowym zbiorowiskiem na całej wampirzej ziemi. Bianka skorzystała z pieniędzy które dała jej królowa i kupiła sobie nowe suknie i buty a także kapelusze. Wyruszyli w nocy by dotrzeć do portu Lokiti o świcie.
  Gdy wjechali do portowego miasta wszędzie było czuć morzem i rybą. Kamienne domy idealnie przyozdabiały portowe, przepiękne miasto jakim było Lokiti. Było jeszcze dość wcześnie więc było mało ludzi na ulicach. Towarzysze podróży postanowili się rozdzielić. Aria poszła rozejrzeć się za jakąś gospodą. Robert poszedł na plażę podziwiać piękno morza i strome klify, Bianka zaś poszła do portu.
   Przechadzała się patrząc na każdy wielki statek i rozmyślając jak by to było być kapitanem takiego statku. Jej uwagę zwrócił jedyny średni statek w porcie. Patrzyła na niego jakby był to ósmy cud świata. Ze statku wysiadali pasażerowie a za nimi szli mężczyźni ze skrzyniami, tak zwanym ładunkiem. Jej uwagę przykuł jeden z mężczyzn który wyglądem przypominał Klausa, ale Klaus miał mniej czarne włosy od niego. Mężczyzna był opalony, miał czarne przydługie włosy i czerwone oczy. Jego cechy wyglądu przypominały jej swoje cechy. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, on wyraźnie to zauważył ponieważ uśmiechną się w jej stronę. Bianka speszona odwróciła wzrok by zaraz po chwili znowu spojrzeć na chłopaka. Ten oczywiście nie przestał się na nią patrzeć. Ich spojrzenia natknęły się na siebie. Bianka spuściła wzrok i poszła dalej oglądać statki a chłopak wrócił do wypakowywania skrzyń.
   Aria dała Biance bilet na jej statek do Abracamiris. Okazało się że to ten sam statek na którym pracował uf chłopak. W południe statek odpływał i Bianka miała dość mało czasu na pożegnanie się z towarzyszami gdyż za parę minut statek odpływał. Bianka uściskała ich i wsiadła na statek. Gdy odpływała od portowego miasteczka widziała w oddali Roberta i Arię którzy machali jej z daleka. Czekała ją godzina drogi do Abracamiris, już nie mogła się doczekać kiedy zobaczy się z Klausem. Już niedługo miała nadejść wiosna.

Rozdział 9

   Wzeszło słońce. W pałacu jak co ranka na korytarzach roiło się od służby, w kuchni od kucharek, na dworze od strażników, w ogrodzie od ogrodników, każdy był zajęty swoją pracą. Mimo takiego tłoku Bianka nadal spała w najlepsze.
   Do gabinetu królowej weszła Królowa i jej doradczyni..
-Jakie plany na dzisiaj, Agnes? -spytała królowa zasiadając za biurkiem.
-Trzeba nadrobić zaległości z papierami. -Powiedziała Agnes kładąc wielką stertę kartek na biurku.
-Tylko tyle?- powiedziała ze zdziwieniem -Myślałam że będzie tego więcej. W końcu nie było mnie kilka dni.
-Narzekasz? -powiedziała patrząc na nią z iskierkami w oczach.
-Nie.- powiedziała podnosząc ze sterty pierwszy dokument.-Jakieś wieści od mojego syna?
-Tak, pewnie leżą na samym dnie sterty papierów.
Nagle weszła służka z herbatą. Postawiła ją na stole i gdy chciała już wychodzić królowa się zamachnęła i zwaliła wszystkie kartki na podłogę.-Posprzątaj to! -powiedziała do służki i wzięła ostatnią kartkę która została.Przeczytała uważnie i oznajmiła-On chce bym wysłała do niego Biankę.
-Wyślesz?
-To niebezpieczna droga. -wzięła łyk herbaty spoglądając na uwijającą się służkę -Co ten Klaus sobie myśli?
   Ella weszła pośpiesznym krokiem do pokoju Bianki przy czym ją obudziła. Bianka spojrzała zaśpionym wzrokiem na Ellę stojącą z tacą na której stał talerz ze śniadaniem i filiżanka herbaty. Ella postawiła tacę na biurku i podała Biance list od księcia w którym pisało żeby jak najszybciej przyjechała do Abracamiris. Dziewczyna szybko wstała i zjadła śniadanie. Ella pomogła jej się ubrać i uczesać po czym pośpiesznym krokiem wyszła za Bianką do gabinetu królowej.
   -Proszę pozwolić mi jechać!
-Nie! To zbyt niebezpieczne. -powiedziała spokojnie.
-Ale ja się tam mogę przydać.-błagała ją Bianka.
-Niby w jaki sposób? -zaciekawiła się Królowa.
Bianka i Vanessa rozmawiały tak przez dłuższą chwilę.
-Vanesso pozwól jej jechać. Skoro Klaus napisał żeby przyjechała to znaczy że jest tam potrzebna. -powiedziała Agnes patrząc na Vanesse błagalnym wzrokiem.
-Heh... Dobrze, ale Ella jedzie z tobą.
Bianka uradowana pobiegła się spakować.
   Wampirzyce jechały przez długi czas aż zapadł zmrok. Akurat się trafiło że przejeżdżały przez ciemny las. W ciemnej karecie błyszczały się tylko dwa kolory oczu niebieskie i czerwone. Woźnica nie mógł nigdzie przystanąć by jechać rano ponieważ w lesie roiło się od złodziei, bandytów i opryszków. Zdawał się tylko na instynkt i oczy konia a przy okazji modlił się by nic ich nie zaatakowało. Niestety nic nie wysłuchało jego próśb do nieba. W ciemnym lesie bandyci i złodzieje okrążali powoli karetę. Nagle wyskoczyli. Woźnica przyśpieszył próbując zrzucić bandytów z tyłu którzy próbowali dostać się do środka karety. Ella wyciągnęła swoje noże i weszła na dach by zabić bandytów z tyłu i z przodu. Rzucała nożami na prawo i lewo nie chybiając ani razu. Gdy Ella była zajęta rzucaniem nożami do Bianki zakradł się bandyta. Chwycił Biankę mając nadzieję że będzie coś warta na targu niewolników. Gdy wyskakiwał z nią z karety Ella go zauważyła, myślała że chce uciec i nie zobaczyła Bianki. Rzuciła nożem w bandytę. Nuż trafił w mężczyznę zgrabnie omijając wiszącą na jego ramieniu Biankę. Facet umarł na miejscu a Bianka straciła przytomność. Kareta pojechała dalej z zawrotną prędkością Zostawiając Biankę na pastwę losu.

wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 8

   Bianka szła za Ellą rozglądając się dookoła. W pałacu było zupełnie inaczej niż w posiadłości. Służba na każdym kroku kłaniała się gościom, korytarze były idealnie wysprzątane i bogato wystrojone, nigdzie nie można było dostrzec kurzu i pajęczyn jak to czasami bywało w posiadłości pani Korneli. Bianka specjalnie zerkała po kontach by dostrzec chociaż jedną nie doskonałość ale niczego nie mogła znaleźć. Gdy mijały setki drzwi prowadzących do jakiś pokoi Bianka zauważyła że wszystkie wyglądają identycznie. Dostojne drewniane drzwi ze złotymi klamkami. Gdy Bianka spojrzała przed siebie, spostrzegła niekończący się czerwony dywan, lecz po paruset krokach spostrzegła koniec dywanu, kończył się on na dużych, drewnianych drzwiach z dwoma złotymi klamkami.
   Ella otworzyła drzwi dla Bianki i zaprosiła ją do środka. W pomieszczeniu panował niesamowity ład i porządek. Królowa siedziała przy swoim biurku na wygodnym drewnianym krześle i czytała jakieś dokumenty co raz je podpisując. W ogóle nie zwracała uwagi na Biankę i Ellę które niecierpliwie oczekiwały audiencji u królowej. Nagle do pomieszczenia wparowała wściekła kobieta.
-Vanessa! Co to ma być! -powiedziała kobieta kładąc ze złością plik kartek na biurko królowej.
-Papiery dla Nicolausa na wyjazd do Abracamiris.-odpowiedziała spokojnie królowa.
-No oczywiście! Ale czemu nie są podpisane!? Dałaś służącej niepodpisane papiery!? Wiesz co by się stało jak bym wysłała te papiery do Abracamiris!?
-Uspokój się łaskawie. Zaraz to podpisze.
-Ugh...Ty mnie kiedyś do grobu wpędzisz.-powiedziała już spokojniej kobieta.
-To nie jest możliwe ponieważ jesteś nieśmiertelna. To gdzie mam podpisać.-królowa szybko podpisała papiery. -To wszystko?
-Tak. Dziękuję wasza wysokość.
-Agnes. Wiesz że sama nie dam rady upilnować tych papierów.
-Oczywiście że wiem, ale to na ciebie spadł zaszczyt zostania królową. Gdy Angus umarł mogłaś zrezygnować z bycia królową. Wszak wiedziałaś że to wielki obowiązek.
-I miałam zostawić królestwo Meridianie!
-Rozumiem że jej nie lubisz, ale...
-Ty to wiesz i każdy to wie że ona nie nadaje się na królową.
-Oczywiście, ale...
-Dość. Koniec rozmowy. Zamknijmy temat. Zanieś te papiery do Lucasa, niech je wyśle do Abracamiris.
-Już idę wasza wysokość.
Kobieta wyszła z komnaty a zza drzwi było jeszcze słychać jej pośpieszne kroki które stawały się coraz cichsze aż wreszcie umilkły na dobre.
  Królowa spojrzała na Biankę a potem na Ellę. Spojrzała jeszcze raz w papiery. Przejechała wzrokiem po papierze, nagle go odłożyła.
-Stoicie tu już od dłuższej chwili. Czy moja praca jest aż tak interesująca by patrzeć na nią cały dzień?
-Pani Alina wysłała mnie tu.-Powiedziała dostojnie Ella.
-Alina? Czego chce ode mnie zarządca służbą w pałacu?
-Powiedziała żebym przekazała pani wiadomość. - Ella podeszła do biurka i podała kartkę złożoną w mały kwadracik.
-Dziękuję. Ello zaprowadź Biankę do królewskich ogrodów.
-Tak pani.
   Ella prowadziła Biankę przez długi ciemny korytarz. Gdy zobaczyły światło na końcu korytarza przyśpieszyły. Gdy wyszły z ciemnego tunelu ich oczy skierowały się ku górze. To była wielka szklarnia. Drzewa sięgały ku szklanemu sufitowi. Był nawet wodospad i rzeczka. Były egzotyczne zwierzęta i rośliny. Bianka od razu pobiegła by usiąść przy wodzie. Spojrzała w lustro wody. Przyglądała się sobie, poprawiała włosy. Zaskoczył ją jednak widok Nicolausa za sobą. Przestraszyła się okropnie.
-Przestraszyłeś mnie Klaus.
-Przepraszam. Pomyślałem że miło będzie cię zobaczyć przed wyjazdem.
-Wyjeżdżasz do Abracamiris.
-Skąd wiesz?
-Byłam przy rozmowie królowej i pani o imieniu Agnes. Rozmawiały o twoim wyjeździe.Kim jest ta Agnes?
-To moja ciotka a także starsza siostra mojej matki. Została doradcą królewskim.
-Rozumiem. Co będziesz robił w Abracamiris?
-Pracował. Abracamiris to miasto czarownic. Jadę tam by zatrzymać pokój pomiędzy naszymi rasami. Do Abracamiris przyjeżdża Cersei Leanquich. Cersei jest najpotężniejszą czarownicą wśród czarownic. Czarownice z bractwa Cienia wybrały ją na swą przedstawicielkę. Bractwu Cienia podlegają ci co znają magie.
-A więc to ważna misja.
-Tak. Bardzo ważna.
-Na którą masz być pod pałacem.
-W południe.
-A więc powinieneś się śpieszyć. -powiedziała Bianka całując księcia w policzek.
-Uważaj na siebie Bianko.
-Będę.
Książę odszedł w stronę ciemnego korytarza zostawiając Biankę pod opieką Elli.
   -Cóż za uroczę pożegnanie, Bianko.
Bianka odwróciła się i zobaczyła opierającą się o ścianę ciemnego korytarza Ler.
-Mhm... właśnie wychodziłam. -mówiąc to skierowała swe kroki ku ciemnemu korytarzowi. Lecz zanim zdążyła postawić krok w korytarzu Ler zastawiła jej drogę.
-Czy zdajesz sobie sprawę że startujesz do przyszłego króla i mojego męża.
-Do przyszłego króla? Oczywiście. Do twojego męża? Raczej nie.
-Jak śmiesz mówić tak do swojej księżniczki.
-Jestem honorowym gościem królowej. Będę mówić jak będę chciała.
-Ty pyskata, mała prostaczko. Jestem od ciebie starsza. Okaż mi choć trochę szacunku.
-Jesteśmy w tym samym wieku.
Kłótnię dziewczyn przerwała Agnes. Biało-włosa kobieta podeszła do Ler.
-Tak nie przystoi mówić córce królowej do jej honorowego gościa. -powiedziała dumnie patrząc pogardliwie na Ler.
-To ona nie umie okazać mi szacunku.
-Nikt nie okaże ci szacunku jeśli sama nie zaczniesz szanować innych. Jesteś księżniczką. Powinnaś to wiedzieć.
Agnes odeszła od Ler kierując się w stronę ciemnego korytarza. Za nią udała się Bianka a za Bianką Ella. Ler została sama rozmyślając nad tym czemu jej ciotka upokorzyła ją na oczach wieśniaczki.
   -Dziękuję, Pani Agnes.
-Niema za co. Należało jej się. Takiej księżniczki to nawet najbiedniejszy, zrozpaczony król by nie chciał.
Obie zaczęły się śmiać. Cała służba na korytarzu skierowała swoje oczy na Agnes i Biankę.
-Może pogadamy przy filiżance herbaty?
-A czy przypadkiem nie musisz przypilnować królowej by nie pomieszała papierów?
-Racja. Królowa mnie potrzebuje.-Wzięła głęboki oddech i popatrzyła błagalnym wzrokiem na Biankę.
-No dobrze. Zrobię ci tą przyjemność i wyrwę cię od twych obowiązków jako doradcy tronu.
-Dziękuję.-uśmiechnęła się .
Dziewczyny poszły na taras z którego rozciągał się przepiękny widok na las i łańcuch górski w oddali. Ośnieżone góry wyglądały przepięknie. Bianka nie mogła oderwać wzroku.
   Ella przyniosła herbatę w porcelanowych przyozdabianych kwiecistym wzorem filiżankach. Agnes wzięła łyka herbaty spoglądając na Biankę która z utęsknieniem spoglądała na ośnieżone góry.
-Tęsknisz?
-Niby za czym?
-No nie wiem. To ty spoglądasz tak smutno na te góry.
-Po prostu... Nie wiem czemu, ale smutno mi gdy patrzę na te samotne, bezludne góry.
-Napij się herbaty. Może to poprawi ci humor.
-Raczej wątpię.
Bianka wzięła łyk herbaty i tak przemilczały całe popołudnie patrząc się na las i góry. Wyciszały one Biankę i pozwalały jej rozmyślać nad wieloma rzeczami.
   Po skończonej herbacie na Agnes czekała sterta papierów a na Biankę cisza w jej pokoju. Na szczęście wzięła ze sobą prezent od Iana. Spoglądała na ptaka z utęsknieniem za rodziną Flau, za bibliotekarką Mią i za jej pierwszą służką Anną. Minęły dwa dni a ona już tęskniła. Zmęczona całym dniem położyła się do mięciutkiego łóżka i szybko zasnęła.    

środa, 4 lipca 2012

Rozdział 7


  -To nie możliwe! Jesteś pewny?
-Oczywiście, wszystko się zgadza. Wiek, wygląd, cechy charakteru.
-Czyli nareszcie odzyskałam…
-Puk! Puk! Czy mogę wejść?
-Ler! Oczywiście o co chodzi?
-Podsłuchałam niechcący waszą rozmowę. Czy to prawda że ona…?
-Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent.
-Czyli ona wcale nie musi być…
-Pogadamy kiedy indziej synu. Idź jej oznajmić że może przeprowadzić się do pałacu. Chętnie zrobię z niej honorowego gościa. A co do ciebie Ler. Nigdy więcej nie podsłuchuj cudzych rozmów, dobrze?
-Tak matko.
 ********************************************************************************
 - Naprawdę?
-Razem z matką uznaliśmy że pomożemy ci odnaleźć rodzinę. Ale musisz zamieszkać w zamian w pałacu.
-Oczywiści. Dziękuję! Biegnę oznajmić wszystko Korneli.
********************************************************************************
   -Naprawdę? -Kornelia nie kryła zdziwienia.
-Oczywiście.
-Czyli teraz będziesz żyła na zamku z przystojnym księciem u boku?
-Oh… nie przesadzaj, jadę tylko odnaleźć moją rodzinę.
-Jako mój honorowy gość będziesz traktowana na zamku jak księżniczka. –powiedziała królowa stojąc w drzwiach.
-Wasza wysokość. –Bianka wstała i ukłoniła się nisko.
-Honorowy gość? Myślałam że to żart? –powiedziała naburmuszona Ler wchodząc do salonu.
-Nie. Ja wcale nie żartowałam. -Oznajmiła stanowczo królowa.
-Naprawdę chcesz wziąć tą prostaczkę do pałacu? -zdenerwowała się Ler
-Naprawdę.-odpowiedziała ze spokojem- Czy masz coś przeciwko?
-Tak! Nie zgadzam się! To ja mam poślubić Klausa! To ja będę królową! Tylko ja jestem godna tronu!-Ler tymi słowami wytrąciła królową z równowagi. 
-Uspokój się! –wrzasnęła i uderzyła Ler mocno w policzek. –Ty królową? Nie rozśmieszaj mnie. Nie jesteś godna przebywać w pałacu a co dopiero w nim rządzić. Do póki żyje nie pozwolę byś wyszła za Klausa i dopilnuje byś nigdy nawet przez przypadek nie usiadła na mym tronie. Zrozumiałaś!
-Tak matko. –Powiedziała Ler z miną pełną boleści. Królowa wyszła zostawiając Ler w salonie.-To wszystko twoja wina! –Białowłosa miała już uderzyć Biankę ale powstrzymała ją ręka Lukasa- Puść mnie! –rozkazała mu Ler.
-Ani myślę. Odejdź! –Dziewczyna wyrwała swoją rękę z objęć brata i odeszła.-Nic ci nie jest?-zapytał Bianki.
-Bywało lepiej.
-Przepraszam że musiałaś być świadkiem kłótni rodzinnej.
-Ależ nic się nie stało. Wybacz ale muszę iść do pokoju się spakować.
Bianka wyszła z salonu by udać się do swojego pokoju. Zaczęła się pośpiesznie pakować. Nie zjadła ani obiadu ani kolacji. Siedziała w swoim pokoju i myślała przez resztę nocy. Rano Bianka pożegnała się z rodziną Flau, panią Mią, siostrami i Anną. Wsiadła do karocy i odjechała. Przez całą drogę się nie odzywała, jedynie patrzyła na lecący śnieg z obłoków na zachmurzonym niebie. Dotarli późną nocą. Królowa postanowiła oprowadzić Biankę dopiero rano. Zaprowadziła ją jedynie do swojego pokoju. Bianka szybko zasnęła.
   Rano obudziła ją jej nowa służka. Wyglądała zabójczo i groźnie. Jej czarne długie włosy i niebieskie lśniące oczy a także jej jasna cera pasowały bardziej do jakiejś królowej zła niż do służki. Jednak musiała przyznać że nie jeden facet zabujał by się w niej na zabój.
-Jestem Ella Bone. Pani. –powiedziała dziewczyna kłaniając się nisko.-Moja rodzina służy rodzinie Slavery od pokoleń. Chronimy rodzinę królewską a także robimy im za służących.
-Rozumiem.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Czego sobie życzysz pani.
-Oprowadź mnie po zamku.
-Oczywiście pani.     

wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział 6


   Bianka przeciskała się przez tłum by tylko go zobaczyć. Wampiry coraz bardziej cisnęły się ku obliczu księcia. Bianka była coraz bliżej, został jej tylko jeden rządek by go zobaczyć i nagle gdy miała się przepychać dziewczyna się odsunęła a Bianka potknęła się i wylądowała u stóp solenizanta. Książę i Bianka poczuli nagłe przyjemne ukłucie w sercu. Przepełniała ich radość i szczęście. Oboje byli w szoku. Królowa zauważyła dziwną i nagłą reakcję syna i przypatrzała im się uważnie. Gdy Się otrząsnęli Książę pomógł Biance wstać.
-Nic ci nie jest? –zapytał z troską solenizant
-Nie, tylko troszkę się potłukłam, ale to nic. –Bianka odpowiedziała z zakłopotaniem na twarzy i nagle sobie przypomniała że nadal trzyma rękę księcia. Szybko ją puściła.
-Jak się nazywasz?
-Bianka Cherch, Wasza Wysokość -ukłoniła się nisko.
-Jestem Nicolaus Henrik Slavery. –Chwycił rękę Bianki i pocałował. Dziewczynie od razu zaczerwieniły się policzki. –Co robisz w Laudras Panno Bianko?
-To długa historia. Nie wypada zanudzać nią księcia. Wasza wysokość. –powiedziała Bianka z dostojnością jak ją nauczyły książki.
-Nie jesteś wampirem krwi szlachetnej, prawda? –zapytał z ciekawości książę.
-Tak jak mówiłam to długa historia. Jeśli tak bardzo wasza wysokość chce jej posłuchać, to nie w publicznym miejscu. –Spojrzała się na niego wyzywającym wzrokiem co nie spodobało się Ler.
-Jak śmiesz… -Powiedziała Ler lecz nie zdążyła dokończyć bo przerwał jej Nicolaus.
-W porządku, pójdę. Matko, pozwolisz?
-Dobrze ale wracaj szybko. W końcu to twoje urodziny. –Powiedziała królowa. Ler wyraźnie patrzyła na królową, księcia i Biankę zabójczym wzrokiem.
   Bianka pociągnęła księcia do salonu. Kazała Annie zaparzyć im herbaty i oboje usiedli na kanapie.
-Więc Panno Bianko…
-Po prostu Bianko. –powiedziała popijając herbatę którą przed chwilą przyniosła Anna.
-Dobrze zacznijmy od nowa. Więc Bianko.Skąd pochodzisz ?
-Wychowałam się w Anglii w mieście zwanym Barnstaple. Moją matką daną przez sierociniec była Kety Jekson. A nazwisko dała mi pani która mnie przygarnęła w Londynie.
-Więc jesteś sierotą ludzką?
-Może sierotą ludzką jestem ale krwi ludzkiej nie mam, Wasza Wysokość.
-Mów mi Klaus. Co mam rozumieć przez „krwi ludzkiej nie mam”?
-Ma nowa opiekunka pani Flau powiedziała że jestem szlachetnej krwi. A wywnioskowała to z mojego wyglądu. Myślę że to zwykła pomyłka, chociaż nikt mnie jeszcze nie ugryzł. Raz pomylono mnie z członkinią rodziny królewskiej.
-Nie dziwię się. Jesteś strasznie podobna do Ler.- dotknął delikatnie jej policzka.
-A skoro już mówimy o rodzinie królewskiej, to czemu nie masz białych włosów?-Zapytała zaciekawiona Bianka.
-To skomplikowane.-Odpowiedział zmieszany.
-Nie wykręcaj się. Ja ci powiedziałam „długą historie” teraz twoja kolej. –uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
Klaus zabrał z jej policzka rękę i westchną.
-Dobrze. W rodzinie królewskiej od pokoleń królem i królową zostaje najstarsze i najmłodsze dziecko. Moja wybranka serca zniknęła a białe włosy otrzymuje się dopiero po zaślubinach. Przez to że musiałem wyjeżdżać na rady do innych królestw nie zdążyłem wziąć z nią ślubu. Oto cała prawda.
-Ta twoja wybranka albo była głupia albo nie zauważyła twej urody. –Bianka zatkała sobie usta i odwróciła się by nie było widać jej rumieńców.
-Że co? Czy możesz powtórzyć?
-Eee… Coś ci się przesłyszało. Czy możemy już iść na przyjęcie. To ile ty już lat kończysz? –Bianka zerwała się z kanapy, ale ręka Klausa ją zatrzymała. Bianka obejrzała się zdziwiona.
-Mamy jeszcze dużo czasu. Pogadajmy.
-Czemu w ogóle zainteresowała cię moja osoba? –powiedziała nadal odwrócona w jego stronę Binka.
-Po prostu jesteś inna, miła, zabawna, słodka i przepiękna. –Bianka jeszcze bardziej zrobiła się czerwona.
-Czy ty aby nie zakochałeś się w swojej siostrze?
-Nie, czemu?-Klaus nie spodziewał się takiego pytania.
-Bo każdy mówi że jesteśmy strasznie podobne.
-Tylko z zewnątrz.-Uśmiechną się.- W wewnątrz jesteś milion razy piękniejsza od Ler. Ona jest zepsuta, myśli tylko o sobie i o władzy.
-Rozumiem, więc możemy już wracać?
-Skoro chcesz.
-Pogadamy innym razem. –uśmiechnęła się do niego i pociągnęła w stronę Sali balowej.
-Ile masz lat? –zapytał
-Sto siedem.- Klausa zamurowało. Chyba już miał rozwiązanie pochodzenia Bianki. Teraz wszystko musiał opowiedzieć królowej.
   Weszli na salę balową. Wszystkie oczy skierowały się na nich schodzących po schodach. Królowa już czekała na Klausa i nie wyglądała na zadowoloną.
-Gdzieś ty się podziewał? Masz tort do pokrojenia.
Królowa wręczyła mu nuż. Klaus zdmuchną świeczki i wszyscy zaczęli bić brawo. Zaczął kroić tort. Pierwszy kawałek dał Biance. Wszyscy wspaniale się bawili aż do rana.