Bianka delikatnie otworzyła oczy. Ku jej zdziwieniu nie leżała na śniegu w lesie gdzie straciła przytomność. Leżała w wygodnym łóżku w drewnianym domku. W kominku się paliło dzięki czemu było jej ciepło. Na stoliku stała taca z jedzeniem. Bianka wstała i usiadła przy stoliku biorąc łyk herbaty zajadała się jedzeniem. Nagle drzwi się otworzyły wpuszczając zimny wiatr do drewnianego domku. Mężczyzna wszedł i powiesił na wieszaku gruby, zimowy, skórzany płaszcz. Ku zdziwieniu Bianki mężczyzna był bardzo przystojny i wyglądał na człowieka około dwudziestki. Miał blond włosy, jasną cerę i niebieskie oczy.
-Obudziłaś się. -powiedział mężczyzna. -Jak ci na imię panienko?
-Zanim zapytasz o imię najpierw wypada samemu się przedstawić.
-A no tak. Wybacz. Jestem Robert Marwerk. Teraz ty.
-Jestem Bianka Cherch. Panie Marwerk.
-Po co ta oficjalność, pani.
-Nie będę zwracać się do obcego człowieka po imieniu i oczkuję tego samego.
-Oczywiście, pani.
Zapadła cisza. Bianka popijała herbatę a Robert dokładał do ognia. Nagle drzwi się otworzyły i do domku weszła kobieta o jasnych, prawie mlecznych włosach, jasnej cerze i zielonych oczach.
-Nareszcie. Gdzieś ty była!? -powiedział z oburzeniem Robert do kobiety.
-Heh... nie gorączkuj się tak. To ty nie chciałeś na mnie poczekać.
-Nie czekałem, ponieważ musiałem sprawdzić czy ona się obudziła. -powiedział wskazując na Biankę.
Kobieta podeszła do Bianki. Przyglądała jej się przez chwilę i rzekła - Jak masz na imię?
-Bianka Cherch. -odrzekła spokojnie.
-Cherch? To nie jest szlachetne ani królewskie nazwisko. Kto cię przemienił i co robiłaś w lesie obok martwego kolesia.
-Owszem to nie jest szlachetne nazwisko ale zapewniam cię że pochodzę ze szlachetnej rodziny. Co do pobytu w lesie... to nie jest wasza sprawa. Ciebie jak wołają bo nie zdążyłam wyłapać imienia?
-Aria, Aria Flau.
-Flau? Znasz może Kornelie i Iana Flau?
-Oczywiście. Kornelia to moja ciocia. Ian to jej syn... prawda?
-Tak. Marwerk to nie szlachetne nazwisko... prawda? -Bianka zwróciła się do Roberta.
-Prawda. Zostałem przemieniony przez białowłosą piękność jakiś miesiąc temu. Pochodzę ze świata ludzi. Aria uratowała mnie od niechybnej śmierci. Zostałem z nią aż do teraz.
-Rozumiem. Musiało być ci ciężko. Ario ile masz lat?
-Równo czterysta. Wczoraj miałam urodziny.
-To wszystkiego najlepszego.
-Gdzie się udajesz?
-Do Abracamiris.
-Hmm... Miasto czarownic. Żeby się tam dostać trzeba popłynąć łodzią. Abracamiris leży na wyspie. Co o tym sądzisz Robercie... odprowadzimy ją ?
-Nie mam nic przeciwko.
Aria wzięła mapę i rozwinęła ją.- Będziemy musieli przejść przez miasta: Loveless, Ambiri i Lechan, a potem prosto do portowego miasta Lokiti.-przejechała palcem po mapie po czym schowała ją do plecaka.
Wyruszyli o świcie. Nie mieli karety i zaczął padać śnieg. Na szczęście jakieś pół godziny drogi szło się do Loveless.
Gdy dotarli do bram miasta spostrzegli karczmę, postanowili tam spocząć na chwilę. Aria weszła jako pierwsza. W karczmie siedziało kilkoro ludzi. Usiedli przy barku i Robert zamówił po kielichu krwi dla towarzyszek.
-Jak myślicie kiedy skończy się ta zamieć? -powiedziała Aria do swych towarzyszy ale usłyszała odpowiedź od barmanki. -Będziecie musieli czekać do rana. Coś mi mówi że ta zamieć nie prędko się skończy. Jak chcecie to mogę wam dać konie, oczywiście nie za darmo...-uśmiechnęła się przebiegle.
-Ile chcesz?
- Trzydzieści Dimerów za jednego konia.
-Nie sądzisz że to trochę za drogo?
-Dla chcącego nic trudnego... to co?
Aria zauważyła pewną słabość u kobiety. Postanowiła wykorzystać to że jest wampirem a barmanka tylko człowiekiem. Aria miała siłę i kły a kobieta jedynie alkohol za ladą.
-Zdajesz sobie sprawę że nie gadasz z człowiekiem?
-Ja jestem czarownicą.
Arie troszkę zamurowało ale zaraz wymyśliła nowy plan.
-Jak myślisz co jest szybsze : zaklęcia czy wampir?
Kobieta bojąc się o swoje życie podarowała konie za piętnaście Dimerów. Zamieć się skończyła i Bianka i jej nowi towarzysze mogli wyruszyć w dalszą podróż.
Jechali przez dłuższy czas. Mieli małe opóźnienie w podróży przez zamieć ale szybko to nadrobili na koniach. Wyszło nawet w obliczeniach Roberta że zjawią się w porcie Lokiti znacznie wcześniej. Szybko dotarli do drugiego miasta Ambiri. Zapadał zmrok więc musieli zdobyć jakieś schronienie na noc. Z trudem znaleźli jakąś gospodę. Rano znów wyruszyli. Do miasta Lechan dotarli bez żadnych przeszkód. Miasto Lechan jest największym sklepowym zbiorowiskiem na całej wampirzej ziemi. Bianka skorzystała z pieniędzy które dała jej królowa i kupiła sobie nowe suknie i buty a także kapelusze. Wyruszyli w nocy by dotrzeć do portu Lokiti o świcie.
Gdy wjechali do portowego miasta wszędzie było czuć morzem i rybą. Kamienne domy idealnie przyozdabiały portowe, przepiękne miasto jakim było Lokiti. Było jeszcze dość wcześnie więc było mało ludzi na ulicach. Towarzysze podróży postanowili się rozdzielić. Aria poszła rozejrzeć się za jakąś gospodą. Robert poszedł na plażę podziwiać piękno morza i strome klify, Bianka zaś poszła do portu.
Przechadzała się patrząc na każdy wielki statek i rozmyślając jak by to było być kapitanem takiego statku. Jej uwagę zwrócił jedyny średni statek w porcie. Patrzyła na niego jakby był to ósmy cud świata. Ze statku wysiadali pasażerowie a za nimi szli mężczyźni ze skrzyniami, tak zwanym ładunkiem. Jej uwagę przykuł jeden z mężczyzn który wyglądem przypominał Klausa, ale Klaus miał mniej czarne włosy od niego. Mężczyzna był opalony, miał czarne przydługie włosy i czerwone oczy. Jego cechy wyglądu przypominały jej swoje cechy. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, on wyraźnie to zauważył ponieważ uśmiechną się w jej stronę. Bianka speszona odwróciła wzrok by zaraz po chwili znowu spojrzeć na chłopaka. Ten oczywiście nie przestał się na nią patrzeć. Ich spojrzenia natknęły się na siebie. Bianka spuściła wzrok i poszła dalej oglądać statki a chłopak wrócił do wypakowywania skrzyń.
Aria dała Biance bilet na jej statek do Abracamiris. Okazało się że to ten sam statek na którym pracował uf chłopak. W południe statek odpływał i Bianka miała dość mało czasu na pożegnanie się z towarzyszami gdyż za parę minut statek odpływał. Bianka uściskała ich i wsiadła na statek. Gdy odpływała od portowego miasteczka widziała w oddali Roberta i Arię którzy machali jej z daleka. Czekała ją godzina drogi do Abracamiris, już nie mogła się doczekać kiedy zobaczy się z Klausem. Już niedługo miała nadejść wiosna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz