Bianka wpatrywała się na oddalające się miasteczko portowe aż do momentu gdy zniknęło jej z oczu. Poczuła zimny powiew wiatru i postanowiła się przebrać. Po paru minutach w kabinie wyszła w czarnej, grubej sukience w związanych w luźny kucyk włosach. Zaczął prószyć śnieg więc wzięła parasolkę. Wyszła na zewnątrz do samej barierki i spoglądała na padający śnieg, tak delikatnie prószący jakby anioły w niebie trzepały poduszki.
Nagle zawiał silny wiatr i wyrwał parasolkę z rąk Bianki i niósł ją wzdłuż statku. Niespodziewanie parasolkę chwycił wysoki mężczyzna. Podszedł do Bianki i podał jej białą parasolkę. -To chyba twoje. -uśmiechnął się miło czego Bianka nie widziała ponieważ wzrok ukierunkowała ku podającej jej parasolkę ręce.
-Dziękuję -Uniosła wzrok ku twarzy i nagle ją zamurowało. To był ten sam chłopak co wpakowywał skrzynie ze statku i ten sam chłopak co tak przykuł jej uwagę.
-Czy coś się stało? Mam coś na twarzy? -powiedział chłopak wskazując na swoją twarz. Bianka automatycznie się ocknęła -Niee... Po prostu się zamyśliłam. -wybrnęła zgrabnie i uśmiechnęła się miło do chłopaka.
-Jak masz na imię? -powiedział chłopak z zainteresowaniem patrząc na Biankę.
-Bianka Cherch. Mam lat sto siedem i mieszkałam w Londynie i jestem sierotą.
-Nie pytałem o całe twoje życie.
-Nie pytałeś ale i tak byś zapytał. -uśmiechnęła się przebiegle.
-Powiadasz że jesteś sierotą?. Miałem kiedyś siostrę Biankę. Dokładnie sto lat temu zaginęła w Londynie. Słuch po niej zaginął i porzuciłem wszelką nadzieję na jej odzyskanie. -Serce Bianki szybciej zabiło -Czy to możliwe że on może być moim bratem. W końcu to jest bardziej prawdopodobne niż to że urodziłam się jako członek rodziny królewskiej.-pomyślała Bianka rozszyfrowując co chłopak ma na myśli. Nagle ją olśniło rzuciła się na szyje chłopaka i wrzasnęła -Braciszku!
-Spokojnie. Jeszcze nie wiadomo czy jesteśmy rodzeństwem ale sama przyznasz że jesteśmy strasznie podobni wyglądem.- Powiedział odwieszając Biankę z szyi i stawiając ja delikatnie na podłodze statku.
-Opowiedz mi o sobie i o naszej rodzinie.
-W swoim czasie się dowiesz o naszej rodzinie ale mogę ci opowiedzieć o sobie.
-Mam na imię Leon. Lat czterysta. Uwielbiam jazdę konną i długie nocne spacery w blasku księżyca.
-Czy portowe miasteczko Lokiti jest naszym rodzinnym miastem?
-Nie. Jestem tu tylko z powodu pracy siostrzyczko. Czemu chcesz się dostać do Abracamiris?
-Eee.. tak jakby mam tam się spotkać z następcą tronu po królowej Vanessie.
-Z następcą powiadasz.. -powiedział wpatrując się w horyzont.-No to czas się zbierać. Już widać port. Lepiej idź się spakuj. Jak chcesz to odprowadzę cię do księcia.
-Z przyjemnością przyjmę tą propozycję, braciszku. -Bianka pobiegła do kabiny po swoje rzeczy.
Gdy wyszła ze statku zobaczyła ciemne niebo chociaż był środek dnia na uliczkach panował mrok. Jedynie latarnie dawały trochę światła na przepełnione kamienne uliczki. Wyspa zdawała się wyglądać jak schody. Miała swoje piętra. Na parterze znajdował się port, sklepy i stoiska. Na drugim, trzecim, czwartym i piątym znajdowały się domy mieszkalne. Na szóstym piętrze znajdowały się dwie rywalizujące ze sobą szkoły: czarnej magi i białej (zwykłej) magi, a także dom medyka i urząd miasta. Na ostatnim piętrze był ogromny czarny zamek w którym zarządzało się o dalszych losach magicznej społeczności. Mieszkały tam również potężne czarownice i wielcy, znani magowie a także czarodzieje. W zamku mieściła się jeszcze rada Bractwa Cienia którego przewodniczącą była Cersei Leanquich.
Bianka zachwycona magią dookoła niej nawet nie zauważyła że idzie za nią Leon. Zatrzymywała się to przy jednym to przy drugim stoisku z łakociami, ale Leon skutecznie wybijał jej z głowy magiczne ciastka przypominając o celu jej podróży.
Szli spiralą na sam szczyt "schodów" Abracamiris. Dotarli do wielkich czarnych drzwi czarnego zamku. Straż nie chciała ich wpuścić do środka. Na szczęście drzwi otworzyła im Ella wpuszczając Biankę i Leona .
Może i zamek był czarny na zewnątrz ale w środku wyglądał jak zwykły zamek. Szli korytarzami aż do drewnianych drzwi jednej z komnat. Ella przez całą podróż do nieznajomej komnaty nie odezwała się ani słowem do Bianki.
Weszli do środka komnaty i zastali siedzącego na krześle i czytającego książkę Klausa. Książę spojrzał ukradkiem na ludzi których przyprowadziła Ella. Gdy obczaił że jedną z osób jest Bianka zniknął z krzesła i w mgnieniu oka znalazł się przy Biance. Przytulił ją mocno i powiedział z troską w głosie -Myślałem że już cię nigdy nie zobaczę. Tak się martwiłem.
-Klaus...Może byś mnie tak puścił, nic mi nie jest a w dodatku mój brat patrzy. -powiedziała próbując się uwolnić z objęć Klausa.
-Brat!? Jaki brat!? -Klaus puścił Biankę i spojrzał na stojącego z nią mężczyznę. -Dawnośmy się nie widzieli. Leo. -powiedział zaskoczonym ale szyderczym głosem Klaus. -Zostawiłeś Biankę a teraz śmiesz się nazywać jej bratem.
-Pogadamy o tym później, Nik.
W komnacie zapanowała napięta atmosfera.Zapadła cisza nad ciszami i żaden nie raczył jej przerwać. Bianka wzięła głęboki oddech. -Starczy tego! Co to za napięta atmosfera! Powinniśmy się cieszyć że dotarłam do celu cała i zdrowa! I skąd się znacie!? -Bianka nie wytrzymała i wybuchła.
-Tak jak ci powiedziałem na statku, dowiesz się w swoim czasie. -powiedział Leon spoglądając złowieszczym a zarazem pełnym porozumienia wzrokiem na Klausa.-W każdym razie, jestem zmęczony podróżą. Ello zaprowadź mnie do jakiegoś pokoju. -Ella bez wahania otworzyła drzwi i puściła Leona przodem.
-A co ze mną? -powiedziała Bianka spoglądając pytająco i błagająco by nie powiedział niczego niestosownego.
-Zaraz przyjdzie Ella, na pewno zaprowadzi cię do jakiegoś wolnego pokoju.
-Dziękuję.
-A tak przy okazji. Gdzie spotkałaś Leo?
-W portowym miasteczku Lokiti. A co?
-Nic, nic. -Nagle weszła do komnaty Ella. -Pani Bianko, czy mogę cię zaprowadzić do twojej komnaty. Pewnie jesteś zmęczona.
-Tak, oczywiście. -powiedziała Bianka stając w drzwiach. -Dobranoc Klaus. -Drzwi się zamknęły zostawiając księcia samego w komnacie.
Świetnie Ci idzie ; ))
OdpowiedzUsuń